Pierwsze zbiory ogródkowe.W tym roku krzewy porzeczek dały po raz pierwszy pewną ilość. Na razie pięć kilogramów czarnych i kilogram czerwonych. Czekają na zerwanie białe. Niektóre krzaczki były tak obsypane, że ich gałęzie uginały się do ziemi. Były jednak i takie, które nic nie dały, bo wciąż są marnej wielkości. To czwarty sezon od zasadzenia.
Cieszmy się! Wyszło około dwudziestu słoiczków galaretki przecieranej na surowo (ogromny zastrzyk witamin na zimę) i duży balon wina.
Poza tym remont w toku. Głęboki do trzewi. Oprócz wykańczania pokoju wymieniamy piece. Nie dlatego, że jakoś przestały działać, ale teraz wiemy, czego chcemy i jak ma być. Czyli mobilizacja resztek sił w środku sezonu. Tymczasem Jana i Piotra i Pawła wg wschodniego kalendarza przed nami. Wraz z imieninami świętych na wiosce (co wpływa na brak rąk do pracy) zaćmienie słońca 13 w piątek, potem folki czeremszańskie i kolejny zawrót głowy, po czym znów zaćmienie, tym razem księżyca (widoczne nad Polską).
Ukułam przy okazji swoją nową mantrę.
Brak nadziei gwarancją pełni szczęścia.
Ewa, ważne, że do przodu, że zimą ciepło będzie. U mnie też porzeczka obrodziła... na jednym krzaczku, bo reszta to dwuletnie maluchy. Te czeremszańskie folki to co to?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wygóglaj hasło Czeremcha festiwal i zobaczysz. ;)
OdpowiedzUsuńA ja mam taką: Brak oczekiwań, brak rozczarowań
OdpowiedzUsuńPorzeczki uwielbiam- w kompotach, w cieście,w galaretkach,kojarzą mi się z latem,z wakacjami na wsi,to smak dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńorzeczki zebrałam chyba w czerwcu...Zrobiłam nalewke bo mało było. Teraz czekam na śliwki i zbieram papirówki.
OdpowiedzUsuń