Po 10 dniach zdunienia po 12 godzin
dziennie
nowy piec kuchenny z okapem został ukończony szczęśliwie.
Wczoraj było zwieńczenie. Prace trwały dłużej, bo trzeba wliczyć rozłożenie
starej kuchni na części używalne, wyniesienie ich, sortowanie i
czyszczenie materiału, potrzebne zakupy tego, co brakowało, wymianę
pieca c.o. i konieczne naprawy całej instalacji, także hydrauliki.
Wszystko ciągnęło się od początku lipca, w narastającym przyspieszeniu, aż do pojawienia się zduna. Który powoli, od podstaw i we własnym tempie rozpoczął lepienie ważnego domowego sprzętu, serca domu. Użyte zostały głównie stare przedwojenne kafle, 2 razy grubsze i cięższe od dzisiejszych dostępnych na rynku. Uzbierałyśmy je przez lata z rozbiórki starych pieców tutejszych i zakupu rozbiórkowych w sąsiedniej wsi kilka lat temu.
O 18.13 odbyło się pierwsze
uroczyste odpalenie. Cug jest, cegiełka grzeje wodę jak trzeba, zamykane na szybry kanały zimowy i letni w ściance grzewczej działają.
Dzisiaj szoruję nowy piec z gliny i postaram się go pokazać na
zdjęciu. A może też historię jego powstawania.
Powoli wracamy do rzeczywistości. Choć jeszcze zalega
wykończenie głównego pokoju (podłoga), malowanie ścian, montaż mebli, sprzątanie
i rzeczy remontowe będą się nadal ciągnąć, trudno określić jak długo, ale najbrudniejsza
i najbardziej mozolna praca została skończona.
Bardzo się cieszę,że już macie nowy ze starego pięć.
OdpowiedzUsuńBardzo proszę jak będziesz miała czas opowiedzieć historię jego powstawania.
Ja już też zrobiłam cukinię wg.Twojego przepisu,bo w tamtym roku tak się nią zachwiciłam, że w tym postanowiłam zrobić więcej i łapnąć jak jest tania.
Pozdrawiam Noneczka
Gratuję pieca.Mój dziadek był zdunem i stawiał piece ludziom z całej okolicy.
OdpowiedzUsuń