Tegoroczna majówka pokazała, że ludzie przestali już tak namiętnie jeździć wtedy po świecie i szukać atrakcji. Być może przestraszyli się pogody, ale w końcu wcale nie była taka zła i choćby na wycieczkę rowerową po lesie nadawała się jak najbardziej. Bo nawet słońce w dzień świeciło i nasze gusie spędzały czas na świeżym powietrzu, grzejąc się w promieniach i pobierając z nich witaminy. Na naszej wsi nikt się wypoczynkowo nie pokazał, co było czymś niezwyczajnym.
Śliwy przekwitają. Wczesne czeremchy już przekwitły. Jak i klony w najbliższym otoczeniu chaty. Noce chłodne, wręcz chwilami zimne. Trawa słabo przyrasta. Indyczki wciąż się jeszcze niosą. Balbiny, mimo, że zniosły mnóstwo jaj, nie mają zamiaru siadać. Są za to mocno zainteresowane stadkiem gąsiąt i często spędzają czas pod stodółką albo ich zagródką, gdy są na wybiegu, gadając do nich w swoim gęsim języku. Pewnie niedługo wszystkie połączymy, gdy tylko młodzież w pełni się opierzy i nabierze siły.
Koźlęta zaczynają wyfruwać na swoje. Zwiększa się codzienna ilość mleka. Więc i pracy z nim związanej.
Mnie przez ognisko w majówkę katar sie przyplątał. Najpierw sie przeziębił Krzysiek, bo z krótkim rękawem siedział na dworze, a później sprzedał mnie.
OdpowiedzUsuń