25 kwietnia 2015

Zaczęło się

Czuję się nieco wypluta z energii. A to zapewne z powodu nadmiaru świeżego powietrza. Jakiego zaznałam w ciągu całego dnia więcej, niż zwykle. Wespół z niosącymi się zza lasa wołaniami żurawi i krążącymi nad głową bocianami. Naszymi, wioskowymi.
Mleko dzisiejsze nastawiłam na zsiadłe, będzie z niego twaróg. I po codziennej kawce przy komputerze (zaglądam na pocztę, fejsa, a potem kapkę piszę swoje rzeczy) wyprysnęłam na dwór. Tak właściwie nie wiem, na czym mi dzień zszedł. Pomalowałam dwoje drzwi w nowym kurniku, to pewne. Na zielono. Rozebrałyśmy też foliak, bo nam go wiatr ostatecznie zawalił. Uwolniła się przestrzeń koło chaty do zagospodarowania. Kolejny stanie już gdzieś indziej. Chyba wiem gdzie. Jedno jest pewne, w tym roku pomidorów nie będzie.
Gąsięta opalały się w słońcu na dworze, a potem powędrowały do swojej pakamerki urządzonej w stodółce. Jedynie dwie najmniejsze plażują jeszcze w pudle w kuchni pod lampą. Nie mają jeszcze całego puchu, ani piór na plecach, tak, jak większe sztuki.
Kozy po raz pierwszy poszły na pastwisko, mimo mikrej trawy. Kilka koźląt zawiesiło się i trzeba je było każde z osobna wyłapać i zanieść do celu, bo nigdy tam jeszcze nie były. Trochę się zmachałam przy tym, no, właśnie!
Do tego sprzątanie, gotowanie, karmienie wszystkiego... ech. I internet wciąż się zawiesza, bo na wiosce wzrosła oglądalność i kabel nie nastarcza. Zaczęło się, jednym słowem. Sezon w toku.

2 komentarze:

  1. A czemu pomidorów ma nie być? Przecież nie tylko pod folią rosną...

    OdpowiedzUsuń
  2. Owszem, tam, gdzie nie ma kur grzebiących.

    OdpowiedzUsuń