Pogoda dość chłodna. Szykująca się do kwitnienia czeremcha zatrzymała rozwój kwiatów. Brzozy stoją z wypuszczaniem liści. Trochę przy domu zaczęły kiełkować liście babki, ale trawy jeszcze nie widać. No, troszkę na pastwisku, ale minimalnie. Kozy pasą się kilka godzin dziennie na kaczym dołku, a właściwie przechadzają po zagrodzeniu. Wciąż są dokarmiane sianem, czasem ściągamy z lasu jakieś gałęzie brzozowe i sosnowe z przecinki do ogryzania i korowania. Czekamy, aż trawa ruszy na pastwisku, wcześniej nie ma sensu puszczać stada i marnować ją na starcie. Przeważnie rusza z początkiem maja. Na razie noce są zimne, ok. 1-2 stopnie, dziś był przymrozek, bo rano zalegała lekka szadź. Na szczęście zimny wiatr, który dokuczał w okolicy nowiu księżyca ustał, a w południe zaczęło pojawiać się słonce, co czyni czas przyjaźniejszym dla prac zewnętrznych.
Wczoraj udało się złapać chłopaka z wioski i 6 fur gnoju pojechało szczęśliwie na ogród. Już trzy główne boksy są wyczyszczone, kozy przestały fruwać pod sufitem i przeskakiwać do siebie nawzajem przez płot. Ulga, bo było już z tym sporo zamieszania o poranku, gdy niecierpliwiły się w sprawie dojenia i swojej śniadaniowej porcji owsa przy tym. Z czwartym, w tej chwili pełniącym rolę odsadnika dla młodzieży, jakoś sobie same poradzimy, gdy samochód wróci od mechanika. Coś tam trzeba w nim wymienić, podkręcić, sprawdzić, nie to, żeby nie jeździł.
Co do chłopaków z wioski, to się wykruszyli. Jedni słabują z powodu nadmiaru alkoholu, który im zwyczajnie szkodzi na zdrowie i nie nadają się do cięższej roboty, inni odsiadują kolejne wyroki w więzieniu. Zostało tak naprawdę dwóch, w tym jeden chodzi jeszcze do szkoły i na razie nie jest dostępny.
Do tej pory rzadko u nas pracowali, bo młodzi i jakoś im nie szło tak dobrze jak innym. Ale skończyło się wybrzydzanie.
Na obiad nasz "kwiatuszek" dostał gęsio-indyczy rosół z makaronem, na drugie pieczone koźlęce żeberka i wyszedł mocno zadowolony. Jest jeszcze w tym wieku, gdy młody męski organizm zjada i spala każdą ilość karmy nieważne nawet jakiej jakości. Z tym wart jest tego, co zjada, że nie woła do tego piwa ani papierosów, jak starsi pomagierzy.
Ponieważ dzieciaki są na noc zamykane osobno pierwszy udój jest dla nas. Zaczynam serowarzenie. Na razie spokojne, rozruchowe. Zresztą nie ma jeszcze zbyt wiele mleka. Niemniej wdrażam się w codzienne obowiązki sezonowe. Nie ma to-tamto.
Praca wre jak widzę...
OdpowiedzUsuńJak to na wsi.
OdpowiedzUsuńCzytam sobie rano, mózg funkcjonuje jak to rano... Przystopowało mnie przy ostatnim akapicie. Skojarzenie było takie, że "dzieciaki" zamykane na noc, to młodzi pomocnicy i dopiero "pierwszy udój" mnie ocucił:)
OdpowiedzUsuńNo, to są nasze dzieciaki. Naprawdę. ;)
OdpowiedzUsuń