10 grudnia 2010

Nie tylko bycze jaja

Ruszyli się majstrowie. Ocieplili szczyt chaty od północy i pokryli go od wewnątrz gipsokartonem. Okno dostało parapecik oraz reszta jętek została oszlifowana. Zeszło im na to dwa dni, bo trzeba było przedrzeć się jeszcze przez podłogę z piwnicy do łazienki i strop nad łazienką na poddasze, aby zamontować rury i przewód elektryczny, prowadzące do przyszłego kącika łazienkowego.

Dzisiejszy dzień wyznaczył nową epokę w sposobie ogrzewania chaty przez c.o. Dzięki poradzie Ścibora-Agronauty, zamieszczonej na jego blogu, a którą wynalazł na pewnym forum, wypróbowałam nowy sposób rozpalania pieca. I rewelacja! Poważne spowolnienie spalania, wyszła połowa dotychczasowej dziennej dawki drewna, a temperatura na piecu stała jak mur na 60 stopniach bez żadnego kontrolowania. Zamiast dokładać średnio co pół godziny można zapomnieć o tym nawet na 2,5 godziny (pewnie uda mi się i więcej osiągnąć przy zastosowaniu bardziej kalorycznego drewna). Piec wychładza się także zdecydowanie wolniej i dłużej.
Rozsadza mnie zadowolenie. Bo ta ja jestem osobą odpowiedzialną w domu za codzienne rozpalanie i pilnowanie pieca. (Ania rąbie i targa drewno do domu).

Wczoraj podarowałyśmy pewnej miejscowej starszej pani świeżutkie "cynaderki" z koziołków, które sobie już dawno była zamówiła. Jeśli myślicie, że chodzi o nerki, to się grubo mylicie. Jest to popularna tutaj, żartobliwa nazwa... jąder, zwanych także (jakże nienaukowo) jajami. Przez wtajemniczonych smakoszy uważane są za rarytas.
Pani owa, stara rolniczka, jadała z dawien dawna tak samo bycze, jak i baranie "jaja" i teraz wyraziła chęć spróbowania koźlich.
O ile wiem (a trochę wiem, bo moja mama kilka baranów ubiła ze swojej hodowli), to w moich stronach rodzimych (Piotrkowskie) przysmak ten jest uważany za afrodyzjak i lekarstwo na potencję, zwłaszcza dla starzejących się mężczyzn.
Tutaj nikt mi o tych medycznych właściwościach nie wspominał. Za to wszyscy, co jedli podkreślają smakowitość owej potrawy.
- Łoj, wiadrami kiedyś ludzie zbierali, gdy weterynarz czyścił byki na wiosce - uśmiechnęła się wyżej opisana pani. - Chcecie? Zaraz przyrządzę, pokażę jak się robi, spróbujecie.
Ja byłam otwarta i ciekawa, ale czasu nie było, bo umówiłyśmy się na dość ścisłą godzinę ze znajomymi. Zatem pani owa zademonstrowała nam wyłuskiwanie zawartości ze "skórki" (panom nie będę psuć smaczku nazywając ją naukowo). Rzeczywiście łatwo to się robi, przeciąwszy wzdłuż ostrym nożem i wywracając zawartość na zewnątrz, skórka łatwo się sama oddziela. Niektórzy bowiem ten etap radzą obejść sposobem i rzucić jądra na żar w piecu i kiedy skórka się "zbiegnie" wtedy wydostać środek.
No, więc przekonałam się naocznie, że wewnątrz koźlich "jajek" nie ma białka i żółtka i nic się nie rozlewa, tylko jest delikatne mięsko. "Przecież najsmaczniejsze i najdelikatniejsze, bo to wszystko co samiec ma w sobie najlepszego" - jak stwierdził pewien stary cieśla, który nam parę lat temu garaż na Dąbrowie stawiał.
I też się raczył.
Dalszego etapu nie doczekałam, ale z opowieści powtarzam jak wygląda. Zawartość w kształcie mięsnej kulki kroi się na plastry grubości do 2 cm i smaży na patelni na dowolnym tłuszczu, z cebulką, lekko dusząc. Dość krótko. Aż cebulka będzie gotowa.
A wtedy MNIAM!

Dzisiaj podzieliłyśmy mięso z obu kozłów. Dużo tego. Braknie miejsca w dwóch zamrażarkach, nawet gdy dostanie się znajomym łopatka i udo, trochę żeberek i kości, a część pójdzie na kiełbasę.
Wydostałam zamrożoną wieprzowinę i słoninę, cała wielka miednica tego wyszła, i jutro startujemy do wędlin.

8 komentarzy:

  1. Przyznam, że jako mężczyźnie, niewyraźnie mi się zrobiło kiedy przeczytałem Twój post. :D Są takie "rodzaje" mięs, których jeżeli nie będę musiał to nie będę kosztował. (np. konina, psina). Zapewne jest to jakaś forma deprawacji kulturą, ale skoro ona (ta kultura) jest jednym z ważnych budulców mojej osobowości - nie zamierzam z tym walczyć. Jak coś działa, to tego nie naprawiam. :D
    Słowem: koźle i końskie jajca psi będą jedli, acz słyszałem, że papu jest faktycznie pyszne. :D Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Radku, to tylko kulturowe uprzedzenia.
    Tu trzeba myśleć jak dziki mężczyzna. Zjem go, to posiądę jego siłę! I tak to się robi. W moich stronach bycze czy baranie jajca to rarytas przede wszystkim męski. Dla wtajemniczonych w jego moc.
    ;-)
    Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja takich rarytasów nie jadłem :)..głodny i tak zje wszystko..a Kumys też macie? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wilku, kumysu nie mamy, bo nie trzymamy koni. Chyba, że masz na myśli inny "kumys". ;-) Tu jest w planach opanowanie technologii i receptury. ;-)
    Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  5. nom można i z innego mleka ;)..receptury już dawno opracowali :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do receptur tylko słyszałam, nie znam. Poza tym, aby je realizować trzeba się postarać o zaplecze techniczne i umiejętności obsługi, a do tego jeszcze mi daleko.
    Wolę jednak miejscowe smaki i recepty. ;-) A mleko używać do serów.
    Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  7. samcze jadra... ech, przypomnial mi sie tekst z sekcji: "penis meski, bialy..." bo jak mi kiedys na praktyce weterynarz wcisnal piatke benzyny ze slowami ze "za damski ch.. nie bedziesz jezdzil", to wiem, ze zdarzaja sie i damskie... wiec pewnie i jadra moga byc "samicze":D

    OdpowiedzUsuń
  8. <asz rację, Ścibor! ;-))) hehe, już poprawiam to masło maślane.
    Ewa

    OdpowiedzUsuń