7 lipca 2010

Kupała-kąpałła

Wczorajszy przed-kupalny dzień pełen był niesamowitej upalnej duchoty, która wezbrała dwiema burzami. Jedną o pierwszej, drugą wieczorem. Ania wyjechała do stolicy w bardzo Ważnych Sprawach, a ja od piątej rano kierowałam samodzielnie życiem obejścia. Trudne to, wymaga uwagi i siły. Kozy już udaje mi się na spokojnie nakarmić i wydoić samej, ale już tak łatwo nie poszło z ich zaprowadzeniem do zagrody w sadzie. Ponieważ spędzały tam ostatnio cały swój czas, tym razem wykorzystały moją pojedynczość i na bezczela powędrowały same drogą przez wieś w znajomym sobie kierunku. Bezradnie próbowałam je zawrócić wabiąc chlebem, na który nie zwracały uwagi, aż dołączyły do pomocy dobre sąsiadki, wysiadujące na ławce przed chałupą Mikołaja, czyli Mikołajowa i pani Zina. Także i im nie udało się kóz zawrócić, zatem pani Zina zaprowadziła je do swojego obejścia i tam zamknęła na podwórku. Pilnowała ich przez godzinę, w czasie której ja uwarzyłam ser, nastawiony wcześniej z mleka z porannego udoju.
Najadły się tam do syta przez kilka godzin i zeszły stamtąd same w okolicy południa, gnając pod własną oborę, żeby się napić wody. W tym czasie chłopcy przywieźli deski na obramowania okien, narożników i drzwi i zrzucili je w garażu. Duchota doszła do maksimum i zaraz zawiało, zagrzmiało i lunęło. Kozy wylądowały w oborze i... zasnęły. Podobnie jak koty i psy na tarasie. Dołączyła do nich też kwoka z maluchami, której nie udało mi się zagonić do kurnika.
Po deszczu wcale nie czuć było ulgi. Wyjrzało słońce i zaczęło mocno prażyć. Muchy gryzły jak przed deszczem, jaskółki fruwały nisko. Przy okazji wylądowała przede mną młoda jaskółeczka w asyście rodziców, pilnujących małego niewprawnego lotnika. Odpoczęła chwilę i odfrunęła.
Zajęłam się malowaniem desek, najpierw niewidzialnym podkładem, potem drewnochronem. Zajęło mi to prawie pięć godzin. Byłam kompletnie zlana potem. Skończyłam wraz z pierwszymi kroplami kolejnego deszczu i powiewami wiatru gnającego bure chmury ze wschodu.
Zmobilizowałam się i zdołałam jeszcze wydoić kozy. Ostatnią doiłam już w strugach ulewy. Na szczęście dach obory jest na tyle wysunięty, że dość dobrze chroni przed opadami z góry na odległość ponad pół metra. I wtedy podjechał pod bramę samochód i wysiadła z niego jakaś kobieta. Najwyraźniej chciała o coś zapytać i niewiele robiła sobie z tego, że zwierzę może mi uciec. Ruszyłam ku niej i po kilku krokach byłam już całkowicie mokra. Pani zadała zaś absurdalne pytanie:
- Którędy do Hajnówki?
Machnęłam tylko ręką w odpowiednim kierunku i zawróciłam biegiem. Absurdy bywają zabawne, ale mnie akurat nie było do śmiechu.
Ania przyjechała niewiele później. Wściekle zmęczona. Jechała od Warszawy wraz z goniącą ją burzą, z deskami podłogowymi prosto z suszarni na dachu. I trafiła na deszcz właśnie blisko domu. Rozładowałyśmy je szybko, pakując prosto do sieni, mokre, ale dość szybko obeschły. Może ich nie powygina.
No, a dziś chłodno, niebo zasnute chmurami, wilgotno. Malowania desek ciąg dalszy. W cerkiewne święto Iwana, czyli świętego Jana.

2 komentarze:

  1. Dowiaduję się że drzewo można suszyć w suszarni?
    Szkoda że nie wiedziałam wcześniej . Powyginało mi małe deseczki na których maluję obrazki,
    Radziłam sobie jak mogłam bo przycisnęliśmy z mężem deski ciężarkami ale i tak część nie nadaje się do użytku.
    Gorąco podobno jeszcze dwa tygodnie, a może i dłużej bo zapowiadacze od pogody też nie wiedzą wszystkiego.
    fatalnie suszy, ogrodek woła wody.Już okopałam ogórki ziemia i krzaczek rośnie jakby w dołku- wtedy można efektywniej podlewac . ale to uciążliwa praca.

    ale kózki mądre skoro znały droge do swojego domu.

    OdpowiedzUsuń
  2. z deskami pod obraz to słyszałam, że najlepiej używać starej deski, najlepiej, gdy jakiś czas płukała się w wodzie, np. strumienia. Na takich deskach malowane bywają ikony.
    a bydło zna zawsze drogę do domu, tak samo jak konie. We wsiach, gdzie wypas jest wspólny na łące wspólnotowej krowy same wracają na wieczorny udój całym stadem i po kolei każda wchodzi do swojego obejścia i obory. Sama widziałam.

    OdpowiedzUsuń