Pogoda jak to przy pełni, niepewna. Trochę wiatru, trochę chmur, trochę rosy i dżdżu, trochę słońca.
Trwają prace przy konstruowaniu kurzego traktora. Trzeba było kupić siatkę wolierową, taką, owaką. Przeszukać zakamarki w szopce i wyciągnąć deski, beleczki i resztki płyt z różnych budów zdatne do konstrukcji. Anna docięła je pod wybrany wymiar i przy pomocy pomagiera złożyła w całość, umocniła, ze mną zaś naciągnęła i docięła siatkę, teraz stanęło jeszcze na drzwiczkach do tego ustrojstwa. Praca delikatna, wymagająca skupienia i odporności na stres.
Dlatego nasze dwa wylęgi kaczo-indyczo-perlicze wciąż wychodzą na zmianę do zagródki, jedynej zabezpieczonej szczelnie od zewnątrz i od góry specjalną siateczką. Do tego przedwczoraj pojawił się na świecie trzeci lęg. Już prawie uznany za nieudany eksperyment.
Kurza kwoka wysiedziała 9 jaj od Halinki i wylęgła 9 indycząt. Żwawych i silnych. Kolejny problem logistyczny do pokonania. Póki co próbujemy te dodatkowe dzieci sprzedać. O ile jednak na początku sezonu jaja i małe indyczęta szły od ręki, to teraz nikt nie odpowiada na ogłoszenie. Trudno, jakoś będziemy je chować i czekać na klienta. Szkopuł w tym, że kwoka ma w zwyczaju szybko, już po miesiącu czy tak jakoś, ledwo odchowane kurczęta odpychać od siebie i porzucać. Co dla indycząt jest zgrozą. Indyczka bowiem prowadza je i chroni troskliwie prawie do dorosłości.
Poza tym zaczynają się z wolna zbiory ogórków. Te poniżej na obrazku poszły wszystkie już na drugą porcję małosolnych. Ponoć rakotwórcze, jak ogłosił urząd europejski od zdrowia (czy raczej chorób), ale jak sądzę dotyczyć to może w istocie ogórków zachodnich, z dużych gospodarstw, gdzie podlewa się szklarniowe uprawy wodą z gnojowicy. Mieszkańcy Niemiec od lat już narzekają na brak smaku w jarzynach, znajoma mówiła, że wszystko tam smakuje jednakowo, tylko wygląda inaczej. Dlatego polskim jedzeniem była zachwycona. A rozmawiałam z nią na ten temat już prawie 20 lat temu.
Pamiętacie historię sprzed kilku lat, gdy w Niemczech zmarło trochę ludzi w wyniku zjedzenia surowych ogórków? Całą sprawę wyciszono skutecznie, ale rolnicy wymieniali się uwagami właśnie na temat owego nawożenia i podlewania substancjami pochodnymi od zwierząt karmionych wiadomo jak w chowie zamkniętym. Najwyraźniej problem się nawarstwia, ziemie jałowieją, użyźniane sztucznie lub takim to pseudo-naturalnym cudem biotechnologii.
Mój mistrz Michał wieszczył, że ogromne połacie pól zostaną porzucone jako ugory, z powodu "pięknego potwora, którego zrodzi ziemia". Jak sądzę miał na myśli także uprawę roślin modyfikowanych, pięknych i dorodnych z wyglądu. Ale dobrze, dobrze, wierzcie nie wierzcie, zamknijcie oczy i uszy. My osobiście na razie nie boimy się rakotwórczego kiszonego ogórka, bo wszystko uprawiamy w zgodzie z Matką Naturą. Ale mieszczuchy niech lepiej baczą, co i od kogo kupują w tej materii, bo i do Polski zaraza produkcji zmechanizowanej przyszła, jedynie ma mniej lat.
Miło popatrzeć na własne ogórki, a co dopiero zjadać je; smak tych ze sklepu niech się chowa:-) mydelniczka bardzo zgrabna, chwalę rękodzielniczkę i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń