Jakieś 3 dni temu zapowiedziano nawałnicę. Cały dzień był słoneczny i spokojny, zaczęło się delikatnie zbierać przed wieczorem, ale obrządek poszedł sprawnie i spokojnie. Wszystkie zwierzaki ukończyły swój dzień jak zawsze i nakarmione, napojone, nasłonecznione, wydojone wylądowały pod swoimi dachami bezpiecznie.
Przy okazji pokazuję ostatnio zbudowane samodzielnie ustrojstwo, zwane przenośnym traktorem dla ptaków.
Tak to wygląda w użytkowaniu przez nianię kurę z jej dziewięcioma indyczętami:
W użyciu jest też zagródka dla innego stada, niani indyczki z jej kaczymi i perliczymi dziećmi:
Jeszcze miejscy ugrzecznieni turyści na elektrycznych rowerach zajechali po drobne produkty z
gospodarstwa, i chyba trochę byli zdziwieni, że jakaś zwykła
zaganiająca kozy patykiem i niewybredną mową wiejska baba w znoszonym dresie, chwaląca się swym śmierdzącym kozim serkiem, odzywa
się do nich jak do równych sobie. Ach, te szufladki w czystych głowach! I delikatne nosy!
Zmieniająca się szybko aura przegoniła nas z tarasu, lunęło
siekąc od południowego wschodu mocnym skosem czynionym przez silny
powiew wichru. Już chwilę potem nie było wody w kranie ani prądu, a z oddali niósł się głos syreny wzywającej strażaków do akcji.
- Och, jaka szkoda, że nie podstawiłam pustych wiader pod okapem dachu, kozy miałyby rano deszczówkę do picia! - zawołałam, ale na szczęście wodę dość szybko włączono, awaria hydroforni zawsze ma absolutny priorytet we wszelkich naprawach w gminie. Niestety, nasza wioska i takie jak nasze, gdzie mieszkańców jest jak na lekarstwo stoi zawsze na końcu w kolejce. Tym razem brakowało zasilania przez dwie noce i półtora dnia. Wicher połamał drzewa w gminie, zerwał kilka dachów i uszkodził łącza w wielu miejscach.
Co do zamrażarki nie było strachu. Już nieraz wypróbowana w dłuższym okresie, więc wiem, że zamrożenie może się utrzymać pięć i nawet chyba więcej dni (dalej niesprawdzone), zwłaszcza, gdy jest pełna i zawartość głęboko zmrożona.
Rano następnego dnia po prostu napaliłam pod płytą, aby zagotować wodę na kawę i umycie akcesoriów serowych, z rozpędu ugotowałam też wszystko co trzeba innego, obiad i karmę dla ptaków na następny dzień. Z tego bojler nagrzał się na tyle solidnie, że starczyło ciepłej wody na dwie kąpiele. Niestety, zabrakło zmielonej kawy, a młynek nie działał. W zamian jednak było kakao, w sporym zapasie kupione.
Padła mi akurat bateria czytnika, więc
zabawianie się rozpoczętą lekturą nieznanej mi książki Verne`a
„Pan świata” na zmianę z „Bożą inwazją” Philipa K. Dicka
nie było możliwe. Wróciłam jednak dzięki temu do lektury książki
papierowej i dokładnie przestudiowałam w wolnych od komputera
chwilach przypisy do „Podróży nocnej do najszlachetniejszego
miejsca” Ibn Arabiego. Dopiero wtedy zorientowałam się, że ich autorką i w ogóle tłumaczem tej starożytnej, przepięknej, mistycznej księgi jest kobieta. Kobietą była również redaktorka tekstu. Ho ho ho!
Anna zajęła się tymczasem szkliwieniem prac ceramicznych, bo większość wyprzedała na niedawnych
jarmarkach okolicznych i musi zrobić nowe.
Czytnik i telefon dało się zregenerować korzystając z powerbanka, po czym następnego ranka wyczerpany został nabity znowu słońcem dzięki turystycznej paneli fotowoltaicznej. Działało też radio oraz wieczorem lampy słoneczne na tarasie, wniesione potem do pokoju. Długo ta zabawka nie była potrzebna, ale wreszcie okazało się, że warto ją mieć i sprawdza się w takich okazjach dobrze.
Kolejnego dnia jednak nie miałam już
cierpliwości palić pod płytą, zwłaszcza że szło na upał, a
suchy chrust się wyczerpał, mokrym po deszczu już tak sprawnie nie
idzie gotowanie. Trzeba było jednak zakupić butlę gazu i
przeprosić się z kuchenką gazową. Co poszło sprawnie i umiliło
mi dzień. Prąd wrócił około południa.
Z tej radości na obiad przyrządziłam pierwsze leczo, z wykorzystaniem rozmrożonej zeszłorocznej papryki i tegorocznej cukinii i patisona, które podarował nam zalany obfitością ogrodu sąsiad, taczką nadmiary swych płodów rolnych zwiózłszy. Nasze jeszcze jakoś w powijakach. W zamian są jednak inne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz