I przeminęły doroczne trzy dni festiwalowe. Z których zaliczyłam osobiście jeden, pierwszy. Zakończył się pechowo, ale i szczęśliwie, bowiem samochód zaparkowany blisko domu kultury nagle zaparł się i nie odpalił mimo prób odpowietrzenia pompy, a działo się to blisko północy. Pomógł życzliwie kolega Jerzy, który podpiął naszego zdechlaka pod swój samochód i zaholował nas do domu. Za co dostał sera i jajek w nagrodę.
Anna przez dwa następne dni dojeżdżała na zajęcia warsztatowe i do swego stoiska rowerem, starą holenderką nie do zdarcia. Ja zaś pilnowałam domu i karmiłam ptactwo co 2 godziny, jak co dzień. Oglądając co najwyżej niektóre koncerty w relacjach bieżących transmitowanych przez FB.
Na koniec koleżanka przywiozła nasze klamoty na miejsce swoim autem i tak to się skończyło. Choć nie, bo teraz trzeba uruchomić kwestię naprawy zdechlaka, wziąć lawetę itp. i zależnie od opinii mechanika zdecydować co dalej.
Póki co uwagę znowu zajęły sprawy ogrodnicze, zbiory cukinii i patisona (idą sukcesywnie na leczo i w gębusie naszych kózencji), ogórka (trochę na sprzedaż, trochę na przetwory), pierwsze pomidory, buraki czerwone, kapustne, jarmuż, cebula.
Wieczorem, gdy już ptaszki i kozy są zapakowane pod dach, siedzimy gadając albo i nie - na tarasie, popijając cienkusza albo rozcieńczone wodą soki czy rabarbarowy kompot w celu nawodnienia organizmu i jak przystało na każdego rolnika "patrzymy jak samo rośnie". Nie wiemy już co to ekran TV, długie siedzenie przed monitorem. Czasem radio w tle pracy leci, a wieczorem biorę czytnik do ręki i sunę przez literackie historie aż oczy zaczynają się same zamykać.
Małe gospodarstwo na pograniczu wschodnim, przyjazne środowisku i dobrym ludziom, wytrwałe. Na tym blogu można pobyć w nim i poznać jego życie, pracę, poczuć rytm czterech pór roku, a także trochę pofilozofować...
25 lipca 2023
Lato w pełni
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz