Wczorajszym, sobotnim przedpołudniem Anna wybrała się ze
swoją wystawką na jarmark do Hajnówki, już dawno temu zaklepany. Nie byłam z tego zadowolona, drogi ośnieżone, mróz trzaskający. I dzień rozpoczęłam przypadkowym wylaniem gorącej kawy na stolik komputerowy, na szczęście obyło się bez takich zniszczeń jak poprzednio, gdy trzeba było router wymienić. Ale kawa musiała być drugi raz parzona. Ot, taki znak. Znaczek.
Ledwie wyjechała za bramę, niedaleko domu, jeszcze w
zakresie opłotków, zaryła na poboczu w śniegu, kilka centymetrów
od głębokiego na 2 metry rowu. Wezwana na pomoc, zła, że nowa kawa znowu mi wystygnie, poszłam z szuflą śnieg
odgarniać. I musiałam stwierdzić, że sprawa wygląda na poważną do ogarnięcia, nawet dla dwóch
osób.
I wtedy nagle przystanął ktoś jadący z wioski do gminy. Od razu uznał, że
pomoże. Były na szczęście pasy spinające do użycia, wożone od czasu sianokosów. Nie byliśmy pewni ich wytrzymałości, więc kierowca ów zdecydował się na ryzyko, w razie czego miał zawrócić i swój hol przywieźć z domu. Jednak jego samochód był mniejszy niż nasz, a droga śliska. Deliberowaliśmy dalej jak tego dokonać.
I chwilę
potem zatrzymał się jadący ze sklepu na rowerze Andrij.
I zaraz za
nim inny wioskowy ziomal wracający akurat z miasta swoim nowym starym
busem. Taki zbieg okoliczności na naszej bocznej drodze jest naprawdę ewenementem, tu całymi godzinami nic nie jeździ ani nikt nie chodzi!
Oczyściłam szuflą śnieg spod kół i pod karoserią ile się dało,
samochód został doczepiony z tyłu do busa, za kierownicą usiadł ów sąsiad, jako bardziej po męsku zdecydowany kierowca i poszło!
Nasze auto wyciągane tyłem na drogę zachwiało się i zawisło niebezpiecznie nad rowem. Wtedy rzuciliśmy się jak jeden mąż w trójkę ze wsparciem. Ja,
Anna i Andriusza pchnęliśmy go od czoła w górę, nurzając się sami
po pas w śniegu.
Udało się pojazd ustawić prawidłowo w kierunku
jazdy szybko i sprawnie. Podziękowania, piwko się należy, chłopaki! itp. po czym
podróż była kontynuowana. Dzielna Anna wróciła bez większych przygód
po zmroku, całkiem zadowolona, bo sprzedała większość swoich wyrobów,
nadały się na prezenty świąteczne.
Ot, takie cuda sprawia zwykła ludzka wspólnota.
Dużo dobrych ludzi na waszej drodze życia wam życzę i opieki anielskiej.
OdpowiedzUsuńWzajemnie. :)
UsuńZuch dziewczyny! W grupie siła.Jest napęd do następnych prac ceramicznych.
OdpowiedzUsuń