I nadeszły. Dziś pierwszy dzień, jakoś znośny. Dom dobrze w nocy wywietrzony i tym samym wychłodzony chroni znakomicie w dzień przed gorącem, stojąc w cieniu wysokich robinii i klonów z tyłu domu od wschodu i dorodnego dębu od południowej strony. Ten rzuca długi cień na podwórze, idąc niczym wielka wskazówka zegara słonecznego stopniowo ale precyzyjnie ku chacie. Osiąga jej skraj w chwili zachodu słońca. Przez cały czas jego wędrówki ulgę pod nim znajdują ptaki domowe, gęsi, indyki i kury, kryjąc się dodatkowo pod daszkiem drewutni, gałęziówką albo na przykład przyczepką samochodową.
Od wczesnego poranka przez uchylone okna sypialni słychać z lasu i okolic ptasie trele i kląskania, jak nigdy. Ptaków, tych drobnych i śpiewających jakby dużo więcej się zrobiło, niż poprzednimi laty. Przerywane dodatkowym pianiem naszego nowego koguta, Kusym nazwanego.
Ten pojawił się u nas z konieczności. Na początku sezonu były w gospodarstwie dwa koguty własnego chowu. Ponieważ jeden zaczął być agresywny wobec drugiego stracił główkę i poszedł do gara. Drugi jednak niedługo cieszył się jedynowładztwem. Pewnego wieczora nie powrócił. Pożarł go las. Dlatego Anna przywiozła od znajomego rolnika zastępcę-następcę. No, bo wiadomo. "Kury bez koguta nie wiedzą jak chodzić" - jak mawiają tutejsi.
Kogut biały, wysoki, z czerwonym wielkim grzebieniem, ale bez... ogona. Ot, kilka piórek mu zostało. Kury ponoć mu wydziobały. Został więc Kusym. I jest. Na razie grzeczny, admiruje kury, jednak ja kogutom z zasady nie wierzę. Na szczęście Paszka też nie wierzy i pilnuje go, gdy zdarza mu się za mną pobiec. Mores musi być.
Ptaki towarzyszą nam w cieniu altany czy tarasu cały dzień, ale koncerty wzmagają się wieczorem. Pliszki, pleszki, rudziki, makolągwy, zięby, kowaliki, strzyżyki, czyżyki i co tam jeszcze matka natura zrodziła, ćwierka, dzwoni, turka, kląska, gwiżdże i szczebiocze oraz fruwa nad głową, z drzewa na krzew, z krzewu na płot albo pod dachami, aby schwytać owada.
Z tych zresztą też jest nieco emocji. Bo od świtu już huczą pszczoły i inne bzyki nad głową u czubków kwitnących akacji, a przed wieczorem buczy nisko zlatujący na taras szerszeń, który sobie skrytkę zorganizował wśród ogrodniczych akcesoriów pod moim oknem. Nad głową furkoczą zaś zaaferowane jaskółki oborowe.
Ech. Pięknie jest!
Ano jest.
OdpowiedzUsuńCzas teraz taki przyjemny
OdpowiedzUsuńJak ja nie lubie jak tak dlugo nie piszesz . Chlodne buziaczki przesylam Wam na te upaly. Dbajcie o siebie.
OdpowiedzUsuńChciałoby się tylko ochy i achy wypisywać nad takimi opisami lata
OdpowiedzUsuńDziękuję