24 czerwca 2021

Kolejne sianokosy

Upały jeszcze trwają, choć już jesteśmy na progu zapowiedzianej zmiany na gorsze, czyli lepsze. Zwierzęta uczą nas cierpliwości wobec skwaru. 

Obowiązki jednak trzeba wykonywać stale, nie ma to tamto. Bo inaczej całe chaziajstwo może się na głowę zwalić. Wystarczy rytm na chwilę zgubić i oszaleć by można było z nadmiarem zaległości do wykonania.

Przez kilka ostatnich dni trwały drugie sianokosy. Drugie, bo pierwsze nie były zbyt obfite, do tego trawa nie zdążyła dobrze wyschnąć, trzeba było ją dosuszać po przywiezieniu. Rozluźniać kostki, wystawiać na słońce i dopiero przewieźć z garażu do paszarni na taczce. Po troszeczku. 300 kostek to byłoby dosłownie na styk. Nawet jeśli uwzględnić zapas, który pozostał z ubiegłego roku. A może nawet trzeba by było oszczędzać? Nigdy nie wiadomo jaka długa będzie zima i przednówek, kozy karmić musimy nieraz do maja albo i dalej, gdy pastwisko za wolno się zieleni. Zatem trafił się drugi pokos na niedużym kawałku w bobrowej wiosce, a że pogoda była jak drut, łatwo poszło i koszenie i suszenie, chociaż z okazji czerwonej kartki w kalendarzu grabienie trzeba było wykonać ręcznie.

Anna z młodziutkim pomocnikiem, którego naszła szczęśliwie w gminie zgrabiła ręcznie owe pokosy w wały i wieczorem trzeciego dnia rolnik zebrał je w ciuki. Tego dnia pogoda wytrzymała, choć już zapowiadano deszcz. Spadło go trochę wczoraj, prawie natychmiast po skończonej zwózce, zaraz zamienił się w ciepły wilgotny opar nad nagrzaną ziemią.
8 obróceń, wyszło wszystkiego drugie tyle, co przedtem. Tym razem suchutkiego pachnącego sianka. Które z pośpiechu wpakowane zostało do garażu i pod dach altany, aby nie zmokło. Teraz czekamy, aż trafi się mocniejszy pomocnik, zapewne Andriusza i wrzuci kostki na strych paszarni. Nie ma już stresu i pośpiechu.

Póki co spędzam upały w mieszkaniu na pracach domowych i przetwórczych, Anna już tylko rano i wieczorem udziela się na dworze, głównie w tunelach ogórka i pomidora podwiązując (są już pierwsze ogóreczki). Sianokosy opaliły jej skórę jak najdalsza afrykańska pustynia.
Lęgną się nowe pisklaczki. Tymczasem dawne są już całkiem żwawe. Piątka kurczaków-dziwaków (są wśród nich np. dwa czupurki) prowadzana jest przez jedną z indyczek i gromadka mieszana, kaczuszek i indycząt - przez drugą.


Pozuje do zdjęcia najstarszy kak ze swą maczuchą, nader opiekuńczą i nie czyniącą najmniejszego rozróżnienia między różnymi gatunkami swoich dzieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz