Wrzesień zaczyna nabierać jesiennej atmosfery. Ochłodziło się, zaczyna codziennie lub nocnie padać deszcz, liście rudzieją na drzewach. Kończą się jabłka w sadzie. Zostało jeszcze trochę antonówek, które ostatnimi siłami codziennie przerabiam na soki, pakując do dokupionych butelek. Ostatnie śliwki poszły na powidła. Słodkie spady z ogromnym apetytem zjadają rano indyki.
Tuż przed ochłodzeniem zjawił się Jary, został zaprzężony do roboty (aż się zasapał na koniec!) i tak oto koziarnia i kurnik zostały oczyszczone z obornika zgromadzonego od wiosny. Udało się też dnia następnego przy jego pomocy zreperować futrynę w wejściu do ziemianki. Dawna naprawa panów majstrów okazała się prowizorką, umiałam drzwi otwierać i zamykać wiedząc, jaki myk zastosować, ale gdy razu pewnego Anna musiała sobie sama poradzić, nieomal wyrwała drzwi razem z futryną ze ściany... Trzeba było interweniować, bo zima za pasem i zapasy potrzebują być zabezpieczone przed wyziębieniem. Teraz wszystko jest cacy, ale jedna z belek futryny, ta naprawiona wymaga po prostu wymiany, a próg podwyższenia, czyli nowej wylewki, bo stary się wykruszył pod wpływem roztopów. Jak znam życie, prowizorka na razie będzie do kolejnej awarii stać. Mamy na głowie końcówkę remontu pokoju, wciąż odkładaną na później.
I tak kręci się tydzień za tygodniem,miesiąc za miesiącem, zmieniają się pory roku.Miło czytać co u Was się dzieje...
OdpowiedzUsuń