14 maja 2014

Ruch "w interesie"

Pisklęta klują się szczęśliwie. Te już gotowe, wyschnięte wybieramy z gniazda i przenosimy do pudła pod elektryczną kwokę, która znów wróciła do łask. Wszystko to po to, aby indyczka mogła spokojnie dosiedzieć wszystkie jaja, a jest ich jeszcze kilka do wylęgu. Niestety, u drugiej nic takiego się nie dzieje i zaczęłam już zbierać kurze jaja, aby jej podłożyć, gdyby jednak okazało się, że jej jaja były martwe.

Nastały dzisiaj odwiedziny dawno nie widzianych ludzi. Najpierw przyszedł o lasce i kuli stary Mikołaj. Zaczął niedawno wychodzić po zimie z domu i to był jego pierwszy dłuższy spacer. W zimie dopadł go ból stawu kolanowego i nie ruszał się nigdzie, teraz zdrowie zaczęło się poprawiać. W każdym razie ma dawne poczucie humoru, tego mu nie odjęło, buzia mu się śmieje.
I po południu przyjechał nasz dawny gospodarz i właściciel chaty na Dąbrowie, przywiózł sadzonki pomidorów, bo zajmuje się także ogrodnictwem. I przy okazji obejrzał nasze włości. Oko to on ma doskonałe do zwierząt. Od razu poznał, która koza jest najlepsza ze stada. Sam hoduje z zamiłowaniem konie sokólskie i ma się czym pochwalić. Przyucza je nawet do pracy i woza, zimą urządza kuligi. Nic się nie zmienił, tryska jak dawniej energią i poczuciem humoru. Taki stan ducha daje praca na roli wykonywana z miłością i pasją. Oraz pełna wewnętrzna akceptacja wiejskiego życia.

W ogóle to wczoraj się zaczęły owe odwiedziny, tylko nasze. Wylądowałyśmy wieczorkiem u pani Niny w miasteczku, która poczęstowała nas herbatą ziołową z własnych zbiorów i własnej kompozycji (dostałam trochę na wynos, bo piłam ją właśnie całą zimę zamiast zwykłej herbaty czy kawy i niedawno wzięła się i skończyła), potem sokiem z pokrzywy z dodatkiem soku jabłkowego i z cytryny, oraz lampeczką swojego wina z winogron. Porozmawiałyśmy o tych ziołach, zbieractwie i jesteśmy zarażone ideą robienia własnych herbat. Mamy już zresztą niektóre składniki jeszcze z zeszłego roku, wchodzące w skład ziółek rozgrzewających, w tym dozbieramy różne inne. Następnie wstąpiłyśmy do znajomych i ci poczęstowali nas pęczkiem świeżych szparagów, kupionych w gospodarstwie pod Siemiatyczami, gdzie ludzie rozkręcili uprawę tego rzadkiego warzywka na dużą skalę. Annie oczywiście wzięło się na wspominki, bo trzy lata pod rząd zbierała szpargel w Niemczech i praktykę w tym względzie ma sporą. Ale czy starczy jej ochoty, aby sobie taki pracochłonny kopiec zafundować w swoim ogrodzie, tego nawet ja nie wiem. Staram się ją namówić.
Toteż dzisiaj na obiad były szparagi duszone na maśle z dodatkiem tartego sera koziego.

Ogólnie wnioski ze spotkań i rozmów mam takie, że wygląda na to, że rzeczywiście coś się ruszyło na większą skalę w świadomości ludzi odnośnie żywienia. Coraz więcej - co prawda na razie Warszawiaków, rzadziej z mniejszych miast - szuka na wsi bezpośrednio wszelkich swojskich produktów, od mleka, jaj, mięsa począwszy, po zioła, oleje, owoce, ocet czy miód. Pojawiają się tacy, którzy kupują sporo różnych produktów i rozparcelowują je między znajomymi, czyli jednak kontr-ofensywa postępuje, mimo nieciekawych przepisów prawnych w tym względzie, co naprawdę cieszy.
I ma to sens. Zachęca ludzi z wiosek i mniejszych miejscowości do robienia tego, co umieją, a co staje się potrzebne innym.

Anna przy ostatniej bytności w stolicy na pewnym bio-bazarze kupiła tabliczkę gorzkiej czekolady domowej roboty, składającej się jedynie z miazgi kakaowej, cukru trzcinowego i przypraw. Poczułam ogromny apetyt na coś, czego nie jadłam od wielu miesięcy i skusiłam się.
I rewelacja! Nic mi nie zaszkodziło! Wniosek: za moje dolegliwości odpowiadają inne składniki czekolady sklepowej, nie samo kakao. Czyli chemia.

6 komentarzy:

  1. narobiłaś mi apetytu na tę czekolade własnej roboty :)
    kupna czekolada coraz gorsza.. coraz mniej kakao a coraz więcej wypełniaczy...
    mam pytanie przy okazji... pisałaś niedawno że czymś się smarujesz przeciw kleszczom, ale nie moge odnaleźć... możesz mi podpowiedzieć proszę ?;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mniej pracochłonne, a również smaczne są szparagi hodowane na zielone pędy, może takie was skuszą ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mam takie obserwacje, że miastowi zaczynają powoli odchodzić od supermarketów i chemii na rzecz ryneczków, targowisk i produktów prosto od wytwórcy. Nawet wyższa cena, co zrozumiałe, nie odstrasza, lepiej mniej a zdrowiej. Tylko szkoda, że ten proces tak wolno się rozpędza. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja mam ogromną prośbę o rozwinięcie tematu ziółek na swojskie herbatki :)
    Co można mieszać ze sobą, czy są jakieś ziółka co się "nie kochają " ?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem specjalistką w tym temacie. Tyle wiem, że taką herbatkę robi się z ziół smacznych i pachnących, gorzkie i gorzkawe odpadają. Można też podzielić zioła na rozgrzewające i na wychładzające (tu króluje mięta) i wymieszać sobie dwa rodzaje herbat. Generalnie zbieramy to, co rośnie wokół nas w pobliżu, oczywiście w miejscach dalekich od szosy i nie pryskanych chemią, anie nie nawożonych. Liście i kwiaty, babki, młodej brzozy, mniszka, lipy, bzu, maliny, borówki, dziurawca, miętę, skrzyp, krwawnik, jarzębina, i co tam jeszcze... w ciągu sezonu oczywiście, suszone w odpowiedni sposób, najlepiej na poddaszu, w cieniu. Pozdrawiam serdecznie, Ewa S.

      Usuń