2 maja 2014

Gość w dom...

I na majówkę oziębiło się szczerze, jako było zapowiadane. Tyle, że słońce świeciło jak zawsze, jeno powietrze zrobiło się zimne, wręcz lodowate, tak od rana. Kozom to w niczym nie przeszkadzało, kurczaki w stodole były nieco sfrustrowane i nastroszone z rana, ale potem wygrzały się w świetle słońca wpadającym przez okienko. Gusie mają już większość piór, nie tylko puch, więc dobrze znoszą chłód. Czy ktoś z czytelników pamięta, jak się spało pod puchową pierzyną albo kołdrą? Bo ja pamiętam. Nic nie może się z nimi równać, najcieplejsza wełniana kołdra ani śpiwór górski. No, więc gusie mają takie ubranko na sobie co dzień, świątek piątek i już nie ma się co o nie martwić. Jedynie pozostaje im długo, nawet w dorosłości wrażliwość na mokre. Dlatego wypuszczam je z kurnika dopiero, gdy trawa obeschnie z rosy, po dziesiątej godzinie. Chodząc po mokrym zaczynają nagle kuleć, co prawda dość szybko im to mija, gdy tylko słońce stanie wyżej, albo gdy przeschną, jednak stale przebywające np. na mokrej podściółce mogą się trwale pochorować w tej materii.
Urządziłyśmy onegdaj ostre sprzątanie poddasza, przeznaczonego dla gości. Stanęła tam kuchenka elektryczna do użytku własnego i czajnik. Kącik kuchenny jest już więc całkiem czynny. To przed majowym łykendem, choć z nikim się nie umawiałyśmy, bo nam czas zleciał na innych pracach i nie było się kiedy zatroszczyć o jakąś reklamę. Mówiąc szczerze, nie patrzę w kalendarz, ani na zegar już prawie wcale, dni tygodnia nie odróżniam od siebie, a pory roku rozpoznaję na żywca, podobnie porę dnia, według słońca, na czuja. Zatem daję się zaskoczyć nawet wielką majówką! Piszę to w tym celu, że gdyby ktoś z Czytelników zapragnął zjawić się na Podlasiu i szukał noclegu w okolicach Czeremchy, to takowy u nas w chacie może znaleźć, o ile wcześniej się umówi. Choć można i z przypadku próbować, jak widać teraz, dzisiaj.
Poddasze nie przegrzewa się nawet w czas wielkich upałów, ze względu na cień jaki rzuca na chatę las akacjowy rosnący za nią. Poza tym w oknach są moskitiery, można je otworzyć, albo zasłonić żaluzjami.
Ponieważ na ogół pracujemy większość dnia i nie mamy zbyt wiele czasu do zabawiania gości, to jednak pewne rozrywki, samodzielnie przedsiębrane, nawet na miejscu są zawsze możliwe. Co prawda ognisk nie palimy ze względu na bliskość lasu i zabudowań drewnianych, to jednak jest grill, w którym niezgorszy ogienek można napalić i raczyć się jego widokiem i użytkowaniem na altanie, pod dachem, więc niezależnie od deszczowej pogody. Przedtem własnoręcznie chrustu narąbawszy siekierką najprawdziwszą z prawdziwych na najprawdziwszym pieńku do rąbania. W naszym gospodarstwie można kupić bezpośrednio jaja, kozie mleko w różnych formach, czasem i świeże mięso bywa i przyrządzać sobie własne posiłki. Można też - oczywiście za opłatą po wcześniejszym umówieniu się - nauczyć się piec chleb i inne specjały w piecu chlebowym. Albo utkać własnoręcznie chodnik na ludowych krosnach. Dla zainteresowanych mogę też zrobić pokaz serowarski i co nieco zdradzić z tej sztuki. Jak się będzie miało szczęście, to i można wziąć udział w warsztatach lepienia z gliny, które co piątek, a w wakacje jeszcze jakoś inaczej prowadzi Anna w domu kultury.
Nie ma ci u nas rowerów, a naszych nie pożyczamy. To stare mechanizmy, łatwo psujące się, a regulatora i mechanika rowerowego na wsi już ze świecą szukać, więc nie ryzykujemy żadnego wypadku. Jednak jeśli goście będą mieli swój sprzęt rowerowy to nic lepszego pod słońcem. Wskażę chętnie wioski i miejsca w okolicy godne obejrzenia, a są one przyjemne dla oczu i ciekawe etnograficznie, zaś podróżując rowerem po okolicy zawsze można z miejscowymi pogadać i usłyszeć swojską mowę, której w telewizji polskiej nigdy nie uświadczysz. Do cerkwi zajrzeć, usiąść na ławeczce z babuleńką pohoworyty, z djedom na drodze piwo wypity, albo przez lasy wilka, łosia, jelenia, sarnę, zająca pogonity z aparatem (wilka znowu niedaleko widzieli).

1 komentarz:

  1. Oj szkoda że nie wiedziałam, bo ktoś pytał o gościnę majówkową miesiąc temu, może by się u Was zatrzymał - bo u mnie wiadomo: wszystko jeszcze w proszku, a ja w drodze!

    OdpowiedzUsuń