17 lutego 2014

Nowa tradycja

W kuchni biały pył, w nosie, na rękach, kapciach, sprzętach. Anna zabrała się za szpachlowanie, szlifowanie oraz malowanie sufitu.
Na dworze wiosna, trzeba przyśpieszyć i zdążyć z zaległościami przed początkiem sezonu.
Kury niosą się coraz lepiej, także jak oceniam po wielkości, te młodziutkie, urodzone latem tamtego roku. Stać już nas na codzienną jajecznicę z 4-5 jaj i wszelkie potrawy wymagające dodania jajek dodatkowo też.
Za to kogutków ubywa i robi się spokój na podwórzu. Pieczeń z niedużego jeszcze i nietłustego zielononóżca zachwyciła mnie smakiem. Starczyło nam na obiady przez dwa dni, oraz rosołek z szyjki, nóżek i kuperka dla psów, więc nie najgorzej.
Anna poddaja Tynię, bo ma wybitnie pełny cyc, a mały Tosiek nie nadąża z ssaniem. Jest więc siara do nowej partii mydła koziego.

Kiedyśmy oborowy obrządek czyniły onegdaj po południu zatrzymał się samochód przed bramą, ktoś z niego wysiadł i zawołał nas do płotu. Starszy pan z sąsiedniej gminy.
- Specjalnie przyjechałem, żeby zapytać, czy koziołka nie ma na sprzedaż. Kupowałem od was w zeszłym roku, pamięta? Łoj, zaciąłem go ja na święta, ale pyszne mięsko było! Teraz baba mnie goni po drugiego!
Oczywiście za wcześnie jeszcze u nas do sprzedawania, chłop pojechał dalej rozpytywać innych hodowców po wsiach, ale wniosek pewien już się nasuwa. Kozie mięso zaczyna zdobywać swoją renomę u ludu, nie tylko w mieście. Co z czasem przełoży się na większy popyt na kozy w ogóle.
Resztka starych emerytowanych podlaskich rolników wyprzedaje się z pracochłonnych muciek i przechodzi na łatwiejsze w obsłudze (choć niekoniecznie tak do końca, zważywszy ich ruchliwość i charakterek) kozy. Wcale nie owce, które na tych ziemiach były kiedyś popularne. Owcze mięso miewa swój cuch barani, trudny dla niektórych do zniesienia. Kożlęcina zaś przypomina w smaku cielęcinę, koźlęcy aromat, jeśli nawet bywa silniejszy, można bardzo polubić, dodatkowo ma się jeszcze mleko, lepsze i zdrowsze, niż krowie. Znaczy, przykład robi swoje i wrażenie na chłopach powoli wywiera. Nierychliwi są, tradycyjni, ale jak widzą wzór koło siebie dostatecznie długo, posłyszą od tego i owego zachęcające zdania, miękną i zmieniają myślenie. Zaczynają naśladować, jeden drugiego i tak niepostrzeżenie w życie wchodzi nowa tradycja.

8 komentarzy:

  1. I o to chodzi! Na wsi tylko przykład może coś zdziałać (gdzie indziej z resztą też). Widać Wasz przykład ma dość mocną siłę przekazu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłop najpierw się śmieje. O, z miasta baby przyjechały, niech zobaczą jaka miła rolnicza dola. Popatrzymy, zobaczymy. Szybko im zbrzydnie!
      Pomijam reminiscencje z przedwojennej historii Polski, gdy to kozy były wyznacznikiem biedy, a krowa bogactwa.
      Mija rok, drugi trzeci. Śmiechy milkną. A to jakaś babcia zamieniła krowę na kozę, żeby mniej doić, ale mieć świeże mleko dla siebie, a to ktoś u kogoś koźlęcinę na grillu posmakował, albo ktoś komuś powiedział, że smakowała. Inni legendy snują na temat zysków z serów, bo droższe od krowich, ale zapominają, że to nie te ilości, co z krowiego mleka można osiągnąć. Legendy i wymysły to najlepsza pożywka dla plotki, a zatem wieści gminnej, która rozchodzi się drogami doskonalszymi od sieci internetowej. Niejeden zajrzy sam, zagai rozmowę, przyjrzy się, mleka poprosi do spróbowania, albo sera. W głowę się podrapie... Inny ma dziecko z alergią, wcale już częste na wioskach nawet podlaskich (masowe szczepienia i tania żywność się kłania natychmiast), spróbuje, żeby się przekonać czy działa i okazuje się, że dziecku nic nie jest. To i niejeden kozę kupi, albo kupuje sery czy mleko. I tak to idzie. Powoli ale nieuchronnie, z roku na rok więcej i bardziej do przodu... ;-) ES

      Usuń
  2. Oj tak, z kozami prawda, czuję pewne tendencje i stąd u mnie chłopak burskiej, mięsnej rasy. Może i dziewczyny mu dokupię, zobaczymy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, tak wielkość i ciężar się liczy. Tutaj do tej pory królowały białe kozy. Czasem trafiały się rabe (łaciate), różne miksy. Myśmy pierwsze spróbowały rasy alpejskiej i jestem zadowolona. Są mleczne, okazałe i mają bardzo smaczne mięso, nie zalatujące kozim cuchem, jak się zdarza białym kozom lokalnym. Ludzie sami nam to mówią i przyznają rację. Ale jak na razie mało kto decyduje się kupić drożej koźlę, niż w popularnej cenie rynkowej. Jeszcze nie doszło do ogólnej świadomości, że gra rolę także rasa. Ale to też kwestia czasu.
      Pozdrawiam, ES

      Usuń
    2. Pomału, małymi kroczkami do przodu i będzie spora zmiana. Na wyspie też ludzie dopiero zaczynają doceniać koźlęcinę i wyroby z mleka. My jesteśmy w trakcie poszerzania stadka o alpejki brytyjskie, wieksza ilość dużych kóz da lepsze pole do manewrów.

      Usuń
  3. Witam ja am znów lubie baraninę, juz parę razy jedliśmy, ale na kozine tez mam smak i u mnie coraz więcej ludzi pyta się o te właśnie mięsa
    No cóż może ludzie w końcu docenią prawdziwe swojskie jedzenie a nie te z hipermarketów
    Pozdrawiam Magda

    OdpowiedzUsuń
  4. W baraninie tak jak w kozinie smak i zapach mięsa wynika z rasy , a mit że baranina śmierdzi a kozina capi to mity. To jak ze śmierdzącym capem , jeden na kilka w okresie stanówki capi wyjściem jest zmiana capa.

    OdpowiedzUsuń