2 września 2011

Tradycja bez nowoczesności

Przed południem przyszła umówiona wcześniej pani Marusia z mężem. Na naukę warzenia bundzu i sera topionego z kminkiem. Do tego drugiego przyniosła własne składniki, tj. twaróg z krowiego mleka, jajo i masło własnej roboty. Łoj, pogadało się przy okazji. Z czasem już językiem mieszanym, polsko-ruskim, rusko-polskim. O wszystkim, co na dierewni ważne jest. Czyli o krowach, jak wodzą jedna drugą w lies, o psach, co sjeli husońku, i nasze kurczaki w zeszłym roku przy okazji, o jastrzębiach i świniach, i koniach tak samo. Także o kartoszkach, co w tym roku obrodziły (z dziesięciu worków wyrosło 42). o pomidorach i pomidorowych przetworach, o kapuście i czeremchowym winie. Starsi ludzie mają tak wielkie doświadczenie, tylko słuchać! Przy tym oboje, pani Marusia s diedom, mimo, że osiemdziesięcioletni, niejednego mogliby obdzielić radością życia i umiejętnością cieszenia się nim.
Ja za swoją naukę dostałam osełkę pysznego masła. Ale za przyjemność bycia z nimi chyba niczym się nie umiem wypłacić...
Zresztą, nie tylko oni sami tryskają wewnętrznym spokojem i rozwojem. Wcale na naszej wiosce i w okolicy nie są żadnym wyjątkiem. Większość ze znanych mi tutaj starszych osób zachowuje do końca jasność umysłu, pogodę ducha, harmonię, zainteresowanie światem, poznawaniem go, zdolność zdumiewania się stworzeniem i chęć przekazywania doświadczeń młodszym pokoleniom. Są normalnymi ludźmi, takimi, jak zawsze byli starsi wobec młodszych, spełnieni i pewni swojej niezbywalnej wartości. Nie są zastraszonymi miejskimi emerytami, wyżywającymi się jedynie w kolejkach do lekarza albo do spowiedzi, o nie!
Nie są też jakoś specjalnie chorzy, a jeśli nawet mają poważną chorobę, to nie użalają się nad sobą i żyją z nią latami, albo nawet potrafią ją przezwyciężyć! (jak np. mąż p. M., który ziołami wyleczył się z choroby Bergera i uratował stopę przed amputacją). I nie wywarło na nich żadnego niedobrego wpływu, z taką lubością opisywanego przez "naukowców-dietetyków", ani jedzenie mięsa, ani nabiału w dużych, codziennych ilościach, ani nawet popijanie tego wszystkiego spirytusową trucizną!!!!
Daję to pod szczególną rozwagę osobom bojącym się pić mleko, świeże i kwaśne, jeść tłusto i mięśnie oraz pić alkohol.
Warunkiem długowieczności i zdrowia na starość jest jednak, aby jeść naturalne i świeże produkty oraz pracować fizycznie na świeżym powietrzu. Tylko tyle. I aż tyle, dla współczesnych mieszczuchów! Z zanikającą z pokolenia na pokolenie świadomością i wiedzą, co jest prawdą, a co kłamstwem tego świata, czym jest człowiek, a czym maszyna, czym jest ziemska przyroda, a czym miejskie więzienie.
Kiedy odjechali na rowerach, zostawiając produkt w fazie zastygania w formach do wieczora u nas, zabrałam się z mocą do warzenia soku z czeremchy (tym razem w wersji z dodatkiem winogron i bez cukru) oraz twarogu. Ania zaś pomknęła do drugiej wsi dzikiej róży nazrywać...

6 komentarzy:

  1. Nie wyobrażasz sobie jak ja lubię słuchać/czytać opowieści o takich"dieduszkach i babuszkach";a tym bardziej przebywać w ich towarzystwie i wysłuchiwać ich mądrości życiowych,które nieraz cenniejsze są niż wszelkie nauki razem wzięte.
    Marzy mi się być taką babuszką-zdrową i pełną wigoru mimo wszystkich trudności jakimi obarcza życie.
    A tak w ogóle ta ja bardzo lubię wiejskie klimaty :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z wpisu na wpis coraz bardziej bierze mnie rozrzewnienie i tęsknota. Bo ja, jako mieszczuch w 90% pracę na dworze mogą sobie zafundować otwierając okno w mieszkaniu. A już-już miało być tak pięknie: domek na wsi, na uroczysku, z wielkim sadem i dobrymi sąsiadami. Niestety... na marzeniach znów musiało się skończyć.
    A ze starszymi z wiosek szybciej złapię nić porozumienia niż z tymi miejskimi dziadami, którzy prędzej zwyzywają cię od suk i k...ew, niż podzielą się swoją wiedzą :(
    Kurtka... ja chcę na wieś ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobijasz mnie! Ale jak piękne jest to dobijanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja dziś także idę owoce dzikiej róży zrywać. Może macie jakiś sprawdzony przepis na dobrą konfiturę? Podzielicie się Pani Dobrodziejko? :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. nie, naszapolano, wciąż próbujemy. ;-) ES

    OdpowiedzUsuń
  6. Ewo, Ty "prawdu każesz", nie potrzebujemy do jedzenia tych różnych paskudztw, ale cały czas jesteśmy straszeni, mięsem, mlekiem, tłuszczem, jajami, chociaż teraz mniej, wbijają nam jakieś aktimele, aktiwie zakonserwowane, zamiast naszego kwaśnego mleka, długo by wymieniać.To Twoje "TYLKO TYLE" aż zadziwia swoją prostotą i prawdą życiową, ale ludzie już tego nie wiedzą. Czytałam głośno ten post mężowi, "i odjechali na rowerach" 80-letni staruszkowie", też bym tak chciała, być pogodną, sprawną w miarę staruszką, dzięki za życiowe mądrości, wiele z nich zostawiam dla siebie, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń