27 grudnia 2010

Dokarmianie

Wczoraj Anią niepokój targnął, że Król za mało mleka wypija. Bo Misia ma klasyczny dla naszych białasów obrzęk poporodowy wymienia i bolesność przy dotyku, co sprawia, że mało i rzadko daje mu jeść.
Wiedziona tą obawą (nie bez pokrycia w doświadczeniu kilkuletnim, podczas którego straciłyśmy trzy koźlątka białasów, zbytnio niezauważalnie niedożywione) przyniosła Króla do domu i postawiła go na podłodze w kuchni. Bardzo był zdziwiony, ale nie przestraszony. Dzieci, wszystkich gatunków są zawsze ufne i pozbawione lęku. Bać się i uciekać uczą się dopiero z czasem.
Przedtem udoiła od Dziuni pół dużego kubka siary i teraz, jeszcze ciepłą wstrzyknęła Królowi do pyszczka. Trochę trwało zanim zaczął połykać. Ale w ten sposób wypił 3 strzykawki mleka.
A to, co zostało Ania użyła jako maseczkę do twarzy i rąk. Bo ma z natury suchą cerę.


Swoją drogą widziałam na zdjęciach w internecie małe koźlęta nauczone pić z butelki i ciągnące same smoczki, albo chłepczące mleko z miseczki jak piesek. Ale nam nigdy nie udało się małych tak nauczyć. Nie lubią smoczków i nie umieją ich ssać, wypada im z buziek. Najlepszym wynalazkiem okazała się duża strzykawka kupowana w aptece.

Dzisiaj skończyła się odwilż, wyszło wyżowe słońce i mimo mrozu otworzyłyśmy na godzinkę oborę, żeby wpuścić kozom trochę światła, a dzieciom witaminy D. Król ułożył się na sianie dokładnie w kręgu padającego z południa słońca. Był dzisiaj na tyle ożywiony i rozbawiony, że darowałyśmy sobie dokarmianie go. Chociaż cały czas jest pod obserwacją. I Misia również.
Jednak Dziunia ma tak pękate wymiona od mleka, mimo dwójki żarłocznych córek, że zdecydowałyśmy się zdajać cały kubek dziennie, aby nie dostała zapalenia albo nie spadła jej mleczność z czasem.
Koty zatem mają swoje ulubione świeże mleko, Ania kosmetyk, a z reszty spróbuję zrobić naleśniki. Tak poradziły mi Stare Kobiety, które chwaliły sobie placki na siarze robione przez ich mamy.
Wczoraj właśnie spędziłyśmy wieczór ze Starymi Kobietami i dowiedziałyśmy się mnóstwo ciekawych rzeczy. O życiu, tradycjach, różnych życiowych doświadczeniach, wnioskach, zwyczajach, a także nieco-nieco z dziedziny magiczno-duchowej.

4 komentarze:

  1. O, i tych pogawędek z dziedziny magiczno duchowej Wam zazdroszczę, bo u nas już takich klimatów nie ma :-(
    Król rozkoszny :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, jak to nie ma? To jest wszędzie. Rzadziej, częściej, ale wciąż można coś spotkać. Tylko trzeba umieć słuchać i zadawać pytania.
    Z innej strony: częściej o tym opowiadają kobiety. Jeśli występujesz z mężem, niczego się nie dowiesz. Milczą jak grobowce. ;-)))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazwyczaj odczuwam, z kim mogę pogadać na takie metafizyczne tematy, kogo zagaić o rozmowę. Jest jedna schorowana staruszka, ale mówi w jakimś wschodnim dialekcie, którego nie rozumiem, poza tym już niestety ogłuchła.
    W naszych rejonach prędzej znajdę modny trend związany z jakąś ekofilozofią, niż taką pierwotną duchowość starszych kobiet. Czuję, że ten świat odchodzi w niebyt, rozpływa się w medialnym szumie i racjonalizmie. Słuchajcie więc, ile się da i najlepiej spisujcie dziewczyny te opowieści, nawet do szuflady, dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwierzęta, podobnie jak ludzie. Ja też jak byłam mała nie uznawałam smoczka :) Co do metafizyki, ja jestem otwarta na takie tematy, zapewne dlatego że jestem numerologiczną siódemką :)

    OdpowiedzUsuń