14 października 2010

Koniec i początek

Wczoraj przyszedł Kościk i posprzątał to, czego Jarko nie zdążył. A więc wywiózł do dołu zalegające za chatą resztki ze ścianówki (lasujące się cegły, popękane kafle, glinę i kamienie), czyli to, co zostało po wybraniu wszystkiego, co nie uszkodzone i zdatne do przetworzenia w inną formę. Oraz przewiózł na inną kupę, w rogu podwórza pozostałości żwiru po budowie. Okazało się być tego dość sporo. Zwierzęta udeptały sobie tę kupę i zrobiły tam plażowisko i grzebalisko, dlatego wydawało się mniej, niż w istocie. Woził taczki całe popołudnie. Ale, na szczęście dla nas, zawziął się skończyć i zrobił to!
W tej chwili więc mamy podwórze uporządkowane, zapasy zimowe zgromadzone i pozostaje już tylko kilka drobnych prac do wykonania. Przed nadejściem pory rolniczych wakacji, czyli Pani Zimy.

Wpadła też z wizytą pani Hela i dalejże wspominać dawne dzieje. Jak to ludzie na wsi musieli kiedyś ciężko pracować, dorabiać się od zera, bez żadnych pożyczek czy zapomóg. Jej rodzice sprowadzili się tu z jedną krową, mieszkali w niziutkiej komórce, zanim tę chatę odkupili od kogoś w Puszczy i na tę piaszczystą górę przenieśli. Teście naszej sąsiadki mieszkali w tym samym czasie w "ziemlance" wygrzebanej na karczowisku. Kiedyś wąż tam wpełzł i wsunął się do dziecka uśpionego w kołysce w czasie, gdy pracowali w polu. W ziemiance także trzymali świnie, które były ich jedynym źródłem jedzenia przez jakiś czas. To miejsce jest już niezamieszkane, znowu porośnięte lasem. Pomiędzy drzewami istnieją jeszcze fundamenty budynku gospodarczego, który sobie później wystawili.
Opowiedziała też o dziejach nieistniejącej już dawno wsi Borki, sąsiadującej z naszą. Jej mieszkańcy sprowadzili się do niej przed wojną, bo ziemia była tania i mogli stać się rolnikami pełną gębą w zamian za poletko gdzieś indziej. Kilka lat karczowiska dawały plony, ale dość szybko gleba wyjałowiła się i przestała rodzić. Z ludnej wsi posiadającej nawet szkołę i przystanek pociągu pozostało z czasem kilku gospodarzy, a potem już nawet ostatni, obrabowany przez Cyganów w jeden dzień stamtąd uciekł do miasteczka. Jego ziomkowie ruszyli po wojnie na Ziemie Odzyskane i zapomnieli o tej wiosce, która wciąż wraca we wspomnieniach starszych okolicznych mieszkańców. Istnieją jeszcze ślady budynków pomiędzy drzewami w lesie, no, i przystanek na linii Nurzec-Stacja - Czeremcha. Wysiadają na nim zawsze gromadnie grzybiarze. I nazwa na tablicy widnieje: Borki. Taka to historia.
- Jak zamknę oczy to jeszcze widzę tę wioskę, wszystkie chałupy i budynki - opowiadała pani Hela - Światła w domach wieczorem i głosy ludzi i zwierząt słyszę. Ja tam nawet przez rok do szkoły przez las chodziła. Ech, przeminęło, nie ma, nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz