3 października 2010

Małe dokonania

Kolejne maleńkie kroczki do przodu dokonane. Wczoraj. Jarko był w dobrym nastroju do pracy, a że jest silniejszy od Kościka, swego brata, to i zawsze widać lepiej jego dokonania. Wywiózł kurzeniec z kurnika i wrzucił w zamian ściółkę z koziarni, na której Gusia do tej pory urzędowała w przejściu między kozimi boksami. Potem poukładał stare bale na elegancją kupę, niektóre z nich, co mniejsze pociął na krajzedze, porąbał siekierą pocięty dawno pień starej gruszy i poukładał to wszystko na ścianie obory, aby schło. Zrobił też niewielką przecinkę wśród połamanych i uschłych gałęzi robinii akacjowej, zarastającej płotek od strony wschodniego sąsiada. Którego na oczy nie widzielim, choć tyle wiemy, że w telewizji pracuje.
A propos robinii, to muszę stwierdzić, że wbrew temu, co uważa Wojtek Majda, to jest to drzewko bardzo lubiane przez kozy i nie widzę, aby im konsumpcja gałęzi akacjowych krzaków, liści i kory w czymkolwiek szkodziła. Nie boją się także jego kolców. Zresztą kozy swoimi miękkimi wargami i silnymi szczękami świetnie sobie radzą ze wszystkim co cierniste i kolczaste, i nawet jest to zawsze ich specjalnym przysmakiem. Począwszy od zwykłej pokrzywy czy ostu, po dziką różę, maliny, pigwę czy właśnie popularną "akację".

Ponadto zjawił się elektryk i zamontował gniazdko na tarasie oraz dodatkowe oświetlenie nad stołem. Zawiesił też nowy żyrandol na poddaszu. A że to człek rosyjskojęzyczny to sobie jeszcze ruską mowę poćwiczyłam.

Ja zaś oprócz karmienia pracowników i zwierząt zajęłam się wyciąganiem soku z naszych cennych antonówek z pomocą świeżo kupionego sokownika jakiejś niemieckiej marki. To cud-maszyna. Co prawda wydajność, przy naszym jabłkowym urodzaju, niewielka (za jednym razem można uzyskać 2 litry czystego soku bez domieszki wody), ale cierpliwością można wiele dokonać. Wczoraj wydostałam z owoców 8 litrów, przy czym część wlałam w siebie, próbując różnych wariantów słodzenia, niesłodzenia, goździkowania i cynamonowania. Pozostały z procesu odparowywania soku słodki miąższ jabłeczny kozy wciągają w okamgnieniu.

4 komentarze:

  1. To ciekawe informacje, że one ją żrą. Znam doniesienia, że nawet króliki mogą w "bardzo małej ilości" ją jeść, no ale tak żeby jakiś zwierz ją lubił to nie słyszałem. Dzięki.

    Jakby to Pan Jacek z Boskiej Woli powiedział... Widocznie teorii Twoje kozy nie czytały :D

    Aż mnie zdziwiło to, że to jedzą i coś takiego znalazłem:
    "Fodder: The species is lopped heavily for fodder. Mature leaves average 20-25% crude protein, 12% fibre and 45-50%
    nitrogen-free extracts; variation in these values is high. Tannin levels are high in young leaves but decrease with
    maturity. Despite the presence of toxins in the leaves, the fodder is considered highly attractive to many animals."


    http://www.worldagroforestry.org/treedb2/AFTPDFS/Robinia_pseudoacacia.pdf

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie nie można dawać krowom i koniom. Kozy jako stwory "wszystkożerne" są na toksyny przez robinię produkowane widocznie odporne...

    Te o których mowa należą do grupy lektyn a konkretnie chodzi o robinę? (z ang. robin).

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, ja im nie daję. Kozy biorą sobie, co chcą i ile chcą, więc nie mam pojęcia jaki procent to ich pokarmu stanowi. Wiosną najwięcej, bo lubią świeże gałązki i liście, teraz też w sumie, ale większość już ogryzły i mają tego zdecydowanie mniej.
    Ta nasza sąsiadująca dzicz akacjowa już jest przetrzebiona przez nie od zeszłego roku dość znacznie. Z dużych drzew podjadają fragmenty kory pokrytej mchem i porostami.
    Tak na moje oko ogrodzenia z krzewów na kozy się nie nadają (albo własnie nadają, aby je czymś zająć na danym terenie przez jakiś czas).
    Pozdrawiam, Ewa S.

    OdpowiedzUsuń