23 sierpnia 2010

Kruk i woda

No, i przeleciał nade mną wczoraj kruk, kierując się od miasteczka ku polom. No, i wykrakałam, że jakiś urząd od dołków kopania zwrócił na nas oko. Dziś rano nawet żem dwóch kóz nie wydoiła, gdy zajechała na nasze wiejskie "rondo" przed bramą (przy którym mieszkamy my i dwoje sąsiadów, a po drugiej stronie wznosi się Góra) kopara z przyczepą, a na niej potrzebne narzędzia, rury i trzech pracowników. Ciągną wodę. I zaczęli od nas, jako pierwszych. Mamy zagwozdkę. Ciągnąć rury (już na własny koszt) od bramy do domu 45 metrów, po drodze przebijając się przez instalację studzienną własną i ryzykując jej uszkodzenie, czy ciągnąć jedynie 10 metrów do starego spichlerzyka, gdzie stanęłaby studzienka pomocna w razie awarii, lecz niekoniecznie czynna w zimie. Rzecz w tym, że na razie woda z abisynki jest, ale zawsze może się zanieczyścić, zamulić owa rura studzienna i nigdy nie wiadomo kiedy coś takiego się wydarzy. Zatem ryzykować, płacić i kopać, czy na spokojnie czekać rozwoju wydarzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz