21 kwietnia 2010

Czas czekania

Pochmurno, zimne noce, trawa nierychliwa (rośnie w nocy, zatem gdy zimno stoi w miejscu).
Dzieciaki już spokojniej przyjęły osobne spanie, nie było histerii. Bronia poszła rano na pierwszy ogień i sprawiła się dobrze, cicho i spokojnie. Wydoiłam ją bez problemu, ona jadła w tym czasie, po czym chyba z wrażenia położyła się... Okazało się także, że Misia jest wycyckana. Przez jej zeszłoroczną córkę, Gwiazdę, która wróciła do niemowlęcych zachowań, albo świadczy usługi zmniejszania napięcia mleka w wymieniu matki.
Potem zjawił się majster z dwoma pomocnikami i uzgodniliśmy ocieplenie i kładzenie szalówki na domu na za miesiąc. Do tego czasu pomaluję resztę desek szalowych.
Wczoraj orka nie wypaliła. Ma być jutro. Tutaj tak zawsze jest. Terminy są płynne, bardzo rzadko takie, jakie się ustala. Trzeba nabrać cierpliwości, ale i nieustępliwości w pilnowaniu ich, bo łatwo mogą zupełnie zniknąć z kalendarza.
Zdjęłam wierzchnią warstwę gleby w połowie tunelu. Mnóstwo w niej korzeni wykarczowanych w tamtym roku roślin, krzewów, drzewek i dzikiej róży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz