18 kwietnia 2023

Kopalnia złota

Kozy wyczaiły dziurę w płocie na kaczym dołku i ruszyły na gigant do lasu obok, raz i drugi. Schodzą stamtąd grzecznie, znają dobrze drogę, ale wczoraj pojawił się obcy pies luzem biegający i wystraszyły się. Mogą wtedy ją zgubić.
Przybiłyśmy zatem nowe sztachety w miejscu wyrwy i dzisiaj stado stanęło przed łatą mocno zdziwione. Oglądało płot, bodło go tu i tam, dzieciaki popiskiwały, chętne do ucieczki, a tu nic. Trzeba czekać. Trawa na pastwisku co prawda już się zieleni, ale jest zbyt niska, aby zwierzynę puszczać na pastwę i stratowanie karmy zbyt wczesne. Na szczęście wiosna zsyła dość często deszcz wiosenny i wegetacja ruszyła od chwili, gdy noce stały się cieplejsze. Więc dotrwają do maja, jak zawsze na sianie i gałęziach, które im czasem donosimy. Mam nadzieją, że z korzyścią dla pastwiska.

Dzisiaj ruszyła kopalnia złota, czyli tzw. zrywanie parkietu w koziarni. Jak zawsze o tej porze roku. Anna już nawet nie biega za pomocą. Szkoda gadać. Chłopaki wolą piwo pić za darmowe pieniądze od państwa, albo "czystą" robotę dorywczą w lesie. Niż babrać się w gnoju. Co tam, że stawiam dobry obiad, kawę, kanapki, a na fajrant piwo. Nie dajemy alkoholu w trakcie pracy i to nasza przegrana w rankingu biznesowym okolicznym. Co tam, że pomagierzy z roku na rok słabsi, bardziej chorzy, drżący na ciele i umyśle, i całkiem często któregoś nagle ubywa na amen. Pojenie pracownika aż padnie, i niepłacenie mu za robotę, to taka tutejsza tradycja i społeczne przyzwolenie. Szkoda na nich patrzeć, zwłaszcza że niektórych polubiłam i umiem się dogadać. Z alkoholizmem wioskowym się nie wygra i z chytrym sprytem niektórych gospodarzy także, taka rzeczywistość.

Zatem pod koziarnię zajechała przyczepka samochodowa i Anna walczy dzielnie z obornikiem. To, co przy męskiej pomocy można by zrobić w jeden albo dwa dni, będzie trwało jakiś tydzień, i będzie dobrze, jeśli tylko tyle. W planie jest oczyścić choćby jeden boks na dzień, mimo że jeden z nich przeważnie wymaga dwóch podejść, a jest ich jeszcze cztery. Plus kurnik. Dzisiaj udało się wyciągnąć ściółkę w odsadniku, który zajmuje na razie Malwina, jedyna koza, która "nie zaszła", ale już niedługo dołączy do niej starsza młodzież i zaczniemy dojenie poranne. A wraz z nim ruszy domowe mleczarstwo, robienie jogurtu i sera twarogowego. Czego jestem już nieco spragniona.

Obornik poszedł na permakulturowe wały, które uzupełniamy i budujemy nowe wzdłuż dużego tunelu w części byłego sadu. Mają być pod zasiew dyni i cukinii. Na razie czeka na deszcz i solidne podlanie, aby mógł zacząć pracować jako ciepły podkład i pokarm dla roślin.

Indyczki zaczynają się nieść. Na razie dwie z czterech. Zbieram jaja, przekładam codziennie na odwrót, czekając aż skończą cykl nieśny. Zanim trafią do gniazda.

8 komentarzy:

  1. Pani Ewo, pieknie pani pisze i szkoda ze tak zadko, pieknie opisuje pani codzienna zeczywistosc a to przeciez najwazniesze i najpiekniejsze jest. Codziennie zagladam, zadko komentuje bo co tu dodac of ujac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż żałuję, że nie potrafię oddać piękna zapachów takiego świeżo wyciąganego gnoju. Nie żartuję. :)

      Usuń
    2. Zapach końskiego to też poezja. :-D

      Usuń
  2. Dzień dobry, w nieco innym temacie ale też dotyczącym kóz mianowicie ile szt potrzeba aby wystarczyło dla 5 osobowej rodziny w założeniu że wszyscy lubimy mleko kozie, jemy sery kozie i kozlecine. mamy kawałek łąki( 0.7 ha) kiepskiej bo polesnej. dodatkowo sad i na bieżąco galazki, warzywniak. Nie mamy zboża. Że swojego doświadczenia jak to pani widzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo zależy od mleczności kóz. Jeśli trzymać podrasowione (ale nie rasowe, to zbędny wydatek) to każda daje dziennie do 1,5-2.5 litrów, zależy od trawy, to nigdy nie jest stała miara, ale uśredniona. Więc już piątka potrafi w dobrym momencie dawać 9-10 litrów w szczycie sezonu. Potem to się oczywiście zmniejsza, to natura. W szczycie więc robi się trochę serów żółtych, które dłużej dojrzewają, a gdy mleka mniej, twarogowe, topione, świeże miękkie, wędzone, jogurt. Tylko to jest przedsięwzięcie codzienne, i nie ma to tamto. No, i pamiętac, że kozy mnożą się matematycznie, jeśli kazda przyprowadzi dwójkę to na wiosnę jest pokaźne stadko. Które trochę mleka musi wypić, aby urosnąć. Można sprzedać, albo zjeść nadmiary. Czyli kolejny zysk. Pozdrawiam. ES

      Usuń
  3. Na wsi z dorywczymi pracami i ich wykonawcami jest chyba wszędzie ten sam problem - alkohol. Ludzie zatrudniający wykorzystują nałóg do robienia wątpliwie "dobrych" interesów wykorzystując uzależnionych nieboraków. Mam podobnie: przy robocie u mnie zero alkoholu. W efekcie także przegrywam z "lepszymi pracodawcami". Szkoda, że wciąż są ludzie, którzy celowo i świadomie podtrzymują takie patologiczne relacje. Nigdy nie zaakceptuję tego i pewnie będę musiał nadal mimo wieku i ubytku sił brać na swoje barki cięższe prace na działce i w ogrodzie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tak, ten "parkiet" to na wagę złota, z braku takowego kupuję granulowany obornik. Obornik nie śmierdzi, ma swoisty zapach, który lubię, bo jestem z nim oswojona od dzieciństwa, gorzej śmierdzi szambo wylewane cichcem przez sąsiada na pola czy do rowu. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kozi czy kurzy to nie to samo co z większych zwierząt. Najprzykrzej cuchnie świński, ale już mało kto je hoduje. :)

      Usuń