Czuć wiosnę, mimo że mają wrócić nocne mrozy już niedługo. Jare Gody uczciłyśmy zaciągnięciem całkowicie samodzielnym we dwie folii na dużym tunelu. To wyczyn, bo zawsze dotąd pomagali nam chłopacy, jeden albo dwóch. Jednak tym razem Anna wyczekała na moment zupełnej ciszy w powietrzu, bo przy tak dużej powierzchni folia potrafi złapać nawet malutki wiatr i niczym balon wyrwać się z rąk w trakcie zaciągania. I gładko poszło, także i zasypywanie jej w gotowych już rowkach, oraz końcowe przyciśnięcie cegłami. Trzeba zabezpieczać, bo wichury letnie bywają podstępne, wyrywając brutalnie słabsze umocowania z ziemi.
Przez dwa następne dni Anna zgryzła glebę glebogryzarką, podrzuciwszy tam kompostu z zeszłego roku, porobiłam rowki i zasiałyśmy pierwsze nowalijki, głównie rzodkiewkę, cebulkę i koper. Kończy się zapas zeszłorocznej dyni i kozy będą miały wiosenną wyżerkę z liści i korzonków, oprócz tego że oczywiście my też się najemy i zakisimy co nieco.
W cieplicy wcześniej posiane i odrastające z zeszłego roku, rukola, mizuna, szpinak już się zielenią. Reszta bardziej ciepłolubnych grzeje jeszcze listeczki w skrzyniach w domu. Papryka, pomidory, bakłażany.
Poza tym z wolna bierzemy się za naprawianie płotów i ogrodzeń, z których cała ściana od lasu w zimie padła i wymaga nowego umocowania.
Koźlęta mają się dobrze, wychodzą już z matkami na kaczy dołek, gdzie biegają społem radośnie przez dwie-trzy godziny dziennie. Dwójkę od Flory, która od lat ma czynny tylko jeden strzyk z powodu dawnego zapalenia, ciągle jeszcze dokarmiamy, choć nie za bardzo jest czym. Koźlęta rosnąc więcej wypijają od matek i nadmiary się kurczą. Ale czas biegnie i z kolei dzieciaki już zaczynają interesować się sianem i owsem, więc jakoś dotrwamy.
I dla przykucia oka wrzucam moją Kasieńkę, która jak to każda kaczka, raduje me serce. Nie wiem czemu, może ze względu na swoje krótkie nóżki i śmieszny chód, kaczki jako gatunek bardzo mnie rozśmieszają, mają taki niesamowity dar. Są przy tym rzeczywiście inteligentne i zabawne same z siebie. Jeszcze nie zniosła jaja w tym roku, opindala się. Resztka kur zresztą także. Pierwsze i jak na razie jedyne kurze jajo znalazłam dopiero dzisiaj w gnieździe.
Co rano, gdy otwieram drzwi obory wita mnie szalony kaczy lot ku światłu i miseczce karmy, którą stawiam w umówionym miejscu. Wciąż mając nadzieję, że o mnie nie zapomni.
Koźleta i kaczuszki mają się dobrze, rośnie zielenina w cieplicy, drzewa w obejściu mnóstwo, gospodynie zdrowe, jednym słowem wszystko się darzy i niech darzy się jak najdłużej.
OdpowiedzUsuń