Dokarmianie weszło w fazę rutynową. Pierwsze dni za nami. W trzecim dniu jedno najsłabsze koźlę zdechło, trudno, nie miało mu się na życie, wykot trwał zbyt długo. I tak wynik jest dobry i w zgodzie z normą. Naturalne padnięcia się zdarzają, u nas trafiają się co jakiś czas, a bywa że są lata bez tego, więc nie narzekamy. I Bogu i naturze dziękujemy za sprzyjanie.
Podrzucam zdjęcia dzisiaj zrobione, w chwili bardziej słonecznej niż zachmurzonej. Dzieciaki wyszły na spacer do sieni. Nie są to wszystkie z nich, ale połowa.
Ten czarny na głównym planie to Bombel, szefuńcio. Z tej racji, że urodził się pierwszy i jedynak w dodatku, teraz jest prowodyrem gromadki. I już tak zostanie. Ten z boku raby jak cielaczek, istna cielęcinka, zowie się oczywiście Łatek, i należy do najmłodszych.
Koźlątka, zresztą jak i wszystkie zwierzęce dzieci, ledwie staną na nogi nabierają wigoru, ciekawości i we wszystkim naśladują dorosłych. Tworzą też ze sobą mikro-stado wewnętrzne, w którym panują prawa obowiązujące w stadzie zewnętrznym , dorosłym. Tak, że matka szefa takiego stadka wzrasta w hierarchii. W tym roku awans trafił się najmłodszej Inez, czyli Nesce, Kawusi.
Maluchy trudno uchwycić aparatem, tak są ruchliwe. Stąd zdjęcia niewydarzone i nieupozowane. Ledwie naciśniesz przycisk, a one już w innej pozycji śmigają. Bombel oczywiście pomaszerował samodzielnie do kurnika, eksplorować nowe przestrzenie. A za nim reszta brzdąców, trzeba było wyłapywać.
Proszę JA chcę więcej zdjęć koźlątek! :))) Są cudowne!
OdpowiedzUsuńNiech rosną w sile i w zdrowiu.
OdpowiedzUsuń