Poza przestojem spowodowanym brakiem samochodu, poszukiwaniami i zakupem nowego działo się w tym czasie jeszcze jedno stresujące wydarzenie. Związane ze zdrowiem Laby.
Jej choroba wystąpiła dość nagle (choć jej zalążki są dawniejsze), z dnia na dzień zaczęło manifestować się pogorszenie. Uformowało się bolące zapalenie na podbrzuszu. Decyzja zapadła natychmiast, ratujemy.
W zeszły nów wylądowała na badaniu w lecznicy w sąsiednim powiecie. Szczęściem trafiła na lekarza prowadzącego i kiedy wyniki krwi okazały się bardzo dobre (jak na 10-letniego psa) zaraz trafiła na stół operacyjny. Wycięto jej torbiel i przy okazji wysterylizowano, w cenie 700 złotych. Anna przywiozła ją do domu późnym popołudniem w stanie śpiączki narkotycznej. Zniosłyśmy ją, ubraną w specjalny strój ochronny, z samochodowej paki na rękach i ułożyłyśmy na jej posłaniu. Otworzyła przytomnie oczy już właściwie nocą.
Dwa pierwsze dni po operacji były niepewne. Anna robiła zalecone zastrzyki. Laba na szczęście jadła i piła, co jest zawsze dobrą wróżbą w przypadku choroby zwierzęcia, ale nie wstawała z posłania. Aby wyszła na siku, musiałyśmy ją dźwigać na tylne nogi, po czym powolutku szła sama do drzwi i za taras. Porządnie załatwiła się dopiero po kilku dniach. Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą.
Wizyta w lecznicy w wyznaczonej porze wykazała, że rana goi się słabo. Szwy nie zostały zdjęte. Ubranko wymienione na nowe, dostała też klosz na głowę (i ksywkę Klosik), dalszy zestaw antybiotykowych zastrzyków do zrobienia i jakieś płyny odkażająco-gojące do przemywania.
Mocno ten klosik przeżywała, ubranko było zbyt ciasne w ramionach. Dozorowanie jej przykuwało uwagę i w dzień i w nocy. Ale dobra opieka zrobiła swoje.
Pies zaczął odzyskiwać humor, a to najważniejsze. Co prawda padł nam samochód i kolejna wizyta na zdjęcie szwów nie mogła się powieść. Ale od czego liceum medyczne, które ukończyła swego czasu Anna! I jej krawieckie doświadczenie! Nożyczki do paznokci w ręce, pinceta, okulary na nos, ja robiłam za unieruchomienie, nitki udało się pomyślnie i sprawnie wyciągnąć. Co pies przyjął z wdzięcznością, bo zaraz ruszał się sprawniej, widocznie coś przedtem ciągnęło.
W tej chwili już nie używa klosza ani ubranka, wychodzi na dwór gdy chce, interesuje się światem, szczeka i czuwa jak zawsze. Rana jest w stadium wchłaniania się i codziennie ją przemywamy.
Samowystarczalność to podstawa! I jak praktycznie, że w Waszym przypadku również w dziedzinie medycznej.
OdpowiedzUsuńNie ma co już życzyć zdrowia piesu, chyba że ogólnie na przyszłość. I Wam też.