Wczoraj pośród cichej nocy, gdy śnieg w milczeniu pokrywał podlechickie połacie leśne i wyzbyte lasu, światełko od komputera pomigotało i zgasło kilka razy. Rano okazało się, że nie ma prądu. No, cóż, trudno. Większość czynności domowych mam od prądu niezależnych, więc taki tylko był szkopuł, że nie mogłam rano sprawdzić wiadomości na fejsie, reszta szła zwykłym trybem. Kawa w maszynce na gazie zagotowana (tak, wróciła mi zdolność picia jednej kawy dziennie, ale tylko mielonej z ziaren ręcznie w młynku i parzonej w maszynce), w c.o. napalone i raptem tylko pół godziny dłużej rozgrzewane kaloryfery bez elektrycznego wspomagania funkcjonujące. Zamiast internetu zaczęłam czytać pożyczoną z gminnej biblioteki książkę Stasiuka, a po obiedzie (na pierwsze rosół z gęsi, na drugie kasza gryczana nieprażona z grzybami suszonymi plus wątróbka gęsia z cebulką) rzucałam monety, gadając z księgą I-Cing.
Prąd włączyli po południu, tuż przed zmierzchem, czyli po ponad dwunastu godzinach awarii. Zatem było już czym zapełnić wieczór, po obrządku. Najpierw sprawdzam co się dzieje w Polsce i na świecie, czytając wieści fejsbukowych znajomych, których mam z bardzo różnych, czasem kosmicznie sprzecznych ze sobą parafii i dzięki temu dają mi wgląd w przeróżne światy. Dalekie i bliskie, po sąsiedzku też. Czasem z kimś się wymieni kilka słów, gdy humor dopisuje. Jakiś czas oglądam filmiki i czytam artykuły podsyłane przez ludzi, żeby się dokształcić albo pośmiać. Po czym zagłębiam się w świat sztuki. Ostatnio oglądam polskie filmy, Kolskiego, Kondratiuka, ale bywają też starocie przed i około-wojenne, hollywoodzkie i gwiazdorskie, czasem wciągają mnie koncerty albo klipy muzyczne, Sinead O`Connor czy Marii Peszek, tudzież musicale, jak np. "Katedra Notre-Dame w Paryżu". Bywa również, że trafię na jakiś ciekawy tekst do czytania, jak np. XIX-wieczne opowiadanie Klemensa Junoszy na podlaskie tematy, albo odsłuchuję wywiady z polskimi współczesnymi pisarzami i pisarkami, nadrabiając wieloletnie i wielomiesięczne kulturalne opóźnienia. I tak mi schodzi wieczór, jeden po drugim. Przy strzelającym w piecu ogniu, w ciszy listopadowego śniegu i samotności wiejskiej.
Anna zabawia się niewiele bardziej inaczej. Właściwie nie ma już co robić na dworze, bo resztki nieporżniętego drewna śnieg zasypał, wszystko, co trzeba było dokończyć przed zimą zostało zrobione, i oprócz porannego i popołudniowego obrządku nie ma tam żadnego interesu, zatem lepi z gliny w swoim pokoju różne naczynia i naczyńka, szyje, dzierga, tka i w międzyczasie słucha radia lub ogląda tv. Niekiedy spędza całe popołudnia na zajęciach w GOK-u (tkackich, plecionkarskich, witrażowych , no i ceramicznych). Noce długie, więc bywa, że budzi się w środku ciemności i przy latarce czyta jakieś biblioteczne zdobycze.
- Może byśmy coś zaplanowały na przyszły sezon? - chodzi jej już po głowie.
Ale ja wciąż jestem jesiennie odleciana i naprawdę nie w temacie.
Odpoczywajcie. Zima szybko minie i pracy znowu będzie dużo. Ja spędzam czas podobnie. W przyszłym roku ogóród powiększyłam to i pracy będzie więcej...
OdpowiedzUsuńA na jaką knigę Stasiuka padło?
OdpowiedzUsuńJedyną jaka była w bibliotece. "Dziewięć", bardzo usypiające mnie dzieło.
OdpowiedzUsuń