Pogoda, od początku czerwca mocno chłodna, zwłaszcza nocą, a w dzień deszczowa i pochmurna, o temperaturach marcowo-kwietniowych, wywołała u mnie trzydniówkę kataralną, a potem u Ani. Nie szło się nie przeziębić, choćby nocą pod zbyt lekką kołdrą, albo pracując w ogródku w wilgotnym powietrzu i przeszywającym wietrze. Przypadłości minęły, może też dzięki naturalnej goriłce na dezynfekcję gardła zastosowanej i nalewce cytrynowo-imbirowej.
Chłód mocno spowolnił rośnięcie traw i ogródkowych dóbr. Sąsiadom nawet trochę ogórków wymarzło w gruncie którejś zimnej nocy. Trzeba też palić w piecu, na ogół wystarcza ugotowanie obiadu na płycie, ale ci co korzystają tylko z gazowej kuchenki na noc przepalają w ścianówkach.
U nas wszystko rośnie zdrowo (padły tylko kalafiory posadzone eksperymentalnie w liczbie trzech sztuk, nie wiemy z jakiej przyczyny) i Aneczka zaczyna doceniać permakulturowe grządki, wyraźnie cieplejsze od zwykłych. Jemy już od jakiegoś czasu własną sałatę, rzodkiewkę, szczypior, koper, szpinak oraz zioła z wciąż funkcjonującej spirali. Z wiosną odbił pięknie lubczyk i z nieco większym trudem mięta trzech rodzajów, ale już dogania zeszłoroczną bujność, przyjęło się oregano, tymianek, rośnie czosnek, cebulka i seler. Kwitną niektóre truskawki.
Czosnek niedźwiedzi prawie cały poszedł na antybiotykową nalewkę zdrowotną, wyszła w pięknym kolorze zielonym. Anna wytworzyła już wiosenne syropy na zimę, z mniszka i kwiatu bzu czarnego.
W deszczowe dni kozy stoją w oborze na sianie, mocno zdegustowane więzieniem. Nie wypuszczamy także kaczek, w cieplejszy czas mocno ruchliwych. Rosną szybko, już są prawie całkowicie opierzone i zaczynają przechodzić mutację głosu. Co prawda jednego kaczorka pokręciło i mocno kuleje. Mam nadzieję, że dożyje ocieplenia i słońce jakoś mu pomoże dojść swojej pory.
Pomieszkujące w obejściu dzikie ptaki, pleszka, makolągwy, pliszki wyprowadziły już pierwsze pokolenie na świat.
Samochód został naprawiony. Jest po wymianie rozrusznika i jednej klemy. Możemy także rozwijać skrzydła.
Ano właśnie, mnie też padły kalafiory sztuk 5, czyli wszystkie, a obok kalarepka pięknie wiąże bulwki, o co tu chodzi?
OdpowiedzUsuńPosiałam w zamian nasionka z Białej Rusi rodem. Zobaczym, co wzejdzie i jak. Pasternak, riepku, riodkiew. ;-) ES
OdpowiedzUsuńAle sałata udana w gruncie, mniam mniam.
OdpowiedzUsuńhuh.. mimo, że my jeszcze w mieście, to syropy z mniszku i sambukusa też zrobione.
OdpowiedzUsuń(na czosnek niedźwiedzi nie zdążyliśmy wrócić z wojaży ;-( szczęściem ostało się parę słoików 'pesto niedzwiedziego'z zeszłorocznych zbiorów )
czy chciało by Ci się w wolnej chwili wrzucić przepis wg. którego powstaje mniszko-syrop i bzo syrop.
chodzi raczej o detale przygotowania i spostrzeżenia.
np. nam jeden gar bzu zabulgotał (wyszedłem z kuchni na moment) i kolor ściemniał (karmelizacja?) i stracił silny smak.
To musi Ania, bo ona rzeczy robi, a potem je wypija. Mnie ewentualnie służą za słodką dolewkę do czytej. ;-) Jeśli nie zapomni, to napisze po sianokosach. ;-) ES
OdpowiedzUsuń