11 lipca 2011

Trochę o znakach niebieskich

No, i po kolejnym parnym dniu pomruki burzowe kazały nam się pospieszyć z wieczornym obrządkiem. Na pomrukach się skończyło, ale ulewa była znowu spora. Jak do tej pory - odpukać - nie mieliśmy w tym roku prawdziwej burzy, z piorunami. Głównie pomruki, raz czy dwa trochę błyskawic, i tyle. I napięcie przedburzowe, ogromne. Łoj, tak. Jak się jest kobietą, to się coś o tym wie... Zresztą zwierzęta też je mają, niezależnie od płci. Koguty dostają seksualnego amoku, kurczęta szarpią się za główki, kozy tłuką się na rogi, aż huczy.
Z moich rodzinnych stron w centralnej Polsce doniesiono mi, że podczas jednej burzy piorun trafił w drzewo obok wieży strażackiej, a w ciągu następnej w drugie, które rosło obok. Oba zwalone, trzeba było ścinać. Takie "trafy" mają zawsze w sobie coś ze znaku z nieba, umysł ludzki jakoś nie potrafi tego zaliczyć do czystych przypadków. I szuka logicznego wyjaśnienia. Którym często jest wróżba, czyli ostrzeżenie. Pamiętam, jak w tej samej mojej miejscowości piorun trafił w gniazdo bocianie i zabił całą bocianią rodzinę. Wszyscy w gminie to przeżywali. No, bo jak to? I patrzyli potem, czy aby w tym domu coś złego się nie dzieje, bo to był zły znak. Albo kiedy trafił w dorodną brzozę, rosnącą przy naszym rodzinnym grobie, jeden jedyny piorun w czasie burzy, która zaraz potem odeszła. Rozwalił sąsiedni grób z żelaznym krzyżem, ale łamiący się konar uszkodził także i płytę u nas. To też był znak. Tego roku zachorowała i zmarła moja Mama.
Z drugiej strony, gdy samo Niebo i Matka Przyroda dają znaki w sprawie indywidualnego losu jakiegoś człowieka, niewielkiej grupki ludzi, to brzmi dumnie. I tylko na wsi może się zdarzyć, gdzie Niebo jakoś czuwa nad każdym osobiście, niezależnie czy to Pan Doktor, Ksiądz, Batiuszka, Wójt, zgarbiona babinka z zapadłej chatki czy bełkoczący trzy po trzy pijaczyna spod sklepu.
Ale o czym to ja?
Trochę porównuję życie tutaj, na wschodzie, z tamtym, w regionie łódzkim. Różni się. I wiem, że ma na to wpływ obecność jeszcze w miarę niezniszczonych wielkich połaci lasów i potężna rzeka Bug. Tutaj, gdy ludzie mówią "susza", to nie wiedzą co mówią, bo nigdy nie widzieli spieczonej ziemi, z której nie daje się wyrwać warzyw, nawet po solidnym podlaniu ani wbić łopaty. Jeśli już, to zaczyna im brakować wody w studniach, albo trawa na pastwiskach nie odrasta i schnie. Poza tym bywają jednak deszcze, deszczyki, rosa, którą przechowuje las. Czuć na co dzień wielką ochronną rolę morza Puszczy Białowieskiej.

1 komentarz:

  1. Chyba wszędzie czuwa nad każdym osobiście i daje znaki. W wielkich aglomeracjach też. Tylko mało kto jest w stanie zauważyć. A prawdziwi "czytacze" gubią się w tłumie oszustów.
    Pozdrawiam od serca!

    OdpowiedzUsuń