8 lipca 2011

Awarie i naprawy

Poranek znów pod podobnymi gwiazdami. Ania, wchodzi z podwórka, prawie płacząc z bezsilności:
- Karczer mi się popsuł. Nie ma ciśnienia.
Ja na to:
- Zlew się zatkał. Kapie. Podstawiłam garnek...
Oba sprzęty niezbędne w naszej codziennej pracy.
Na szczęście okazało się, że popsuła się wtyczka przejściowa, a myjka jest w porządku. Była w domu druga przejściówka, do innego urządzenia z Wielkiej Brytanii rodem i kłopot dał się rozwiązać.

Z innych awarii: poszłam paść kozy na ugór i kiedy zanurkowały w busz czeremchowy odwiedziłam grobik Kici w brzezince. Leżą na nim dwa rozłupane kamienie symbolizujące moje złamane serce po jej nagłym odejściu. Ze zdziwieniem odkryłam, że porasta je teraz dziki bluszcz z liśćmi w kształcie serca. Nigdzie w pobliżu taki nie rośnie... Uroniłam łzę na wspomnienie...
A po powrocie okazało się, że w obejściu mieszka uparcie podrzutek. I wystraszony łypie świecącymi oczyskami ze skrytki pod żerdziami albo pod daszkiem drewutni. Budząc co rusz ogromne zdenerwowanie koguta i kwoki z kurczętami oraz pasję szczekania u Koli.
Niestety, to nie pierwszy raz. Ludziska co roku w sezonie wyrzucają młode koty i psy na obrzeża różnych wsi. Podjadą ukradkiem, myk zwierzaka do lasu i niech martwi się kto inny. A, że my mieszkamy na skraju wioski, to na nas najczęściej spada cały kłopot...
Dzikie psy, w tym szczenne suki, które notorycznie szczeniły się na opuszczonym siedlisku przestały się zjawiać, przez wzgląd na nowych psich mieszkańców obejścia. W zeszłym roku płaczliwego podrzuconego kociaka wzięła i osobiście przepędziła Kicia. Trafił tym sposobem dalej na wieś i nawet znalazł sobie dom. Jeszcze na Dąbrowie wyszła ku nam z lasu zapchlona młodziutka suczka, kompletnie przerażona i wygłodzona... Na szczęście nasi znajomi akurat myśleli o psie dla swej córeczki i znajda szybko znalazła dom w wielkim Mieście, i ma się tam bardzo dobrze. Inaczej, nie wiem co byśmy z nią zrobiły. No, i Łacio to przecież też znajdek...
A teraz...
Może, gdybym nie zajrzała do Kici to byłabym sroższa. Ale uruchomiona świeżo tęsknota za kotką kazała mi nakarmić głodnego przybłędę. Przypiął się do mleka tak mocno, że wypił całą miseczkę jednym tchem i potem starannie ją wylizał. Wzięłam do ręki, sprawdziłam płeć. Koteczka...

Młoda, na oko ma najwyżej 7-8 miesięcy, ledwie co wyrośnięta. Reaguje na wołanie, lgnie do człowieka, nie umie polować. Na pewno zatem nie jest to potomstwo kotów oborowych, które najczęściej uciekają od ludzi i nie dają się nikomu wziąć do ręki, gryzą i drapią oraz polują, w tym także na kurczęta. Taaak, podrzucona z premedytacją.

Poza tym Ania odkryła w lesie za chatą białe piórka... które jedynie pozostały z naszego białego leghorna. Trudno powiedzieć, co go pożarło. Jastrząb, lis czy pies. Włóczy się taki jeden spory kundel wędrowny, wabiący się Ufo i właśnie od tej strony zagląda do naszego obejścia. Znany jest na wiosce, wraz ze swym bratem Nolem, z polowania na młody drób. Zatem Ania z rozpędu pomaszerowała do właściciela i ustaliła z nim, że Ufo będzie wiązany na dzień przy budzie. Nol jest już stary i nie widzi, więc nie wychodzi za daleko.
Ustalimy może w ten sposób winowajcę.

A oto nasza kwoczka z potomstwem wysiedzianym przez siebie i Usię. Już zdążyła zresztą gdzieś zgubić jednego kurczaczka. Przepadł bez wieści kilka dni temu.



I na koniec dnia pracy krótka chwila wytchnienia i zabawy. Gusia po raz pierwszy w swoim długim już, jak na gęś hodowlaną, życiu zaznała pływania. Co prawda w balii, ale zawsze...

2 komentarze:

  1. Gusia w balii mnie urzekła :) Co nie znaczy, że potomstwo z mamcią kwoczką i kicia nie zyskały mojej sympatii :)
    A awarie tak mają, że się niestety zdarzają ... :/

    OdpowiedzUsuń