4 lipca 2011

Kacza pogoda

Pierwszego lipca znów było zaćmienie słoneczne, ale obeszło się u nas bez jakichś niespodzianek. Oprócz tego, że zaczęło padać i rosi do tej pory, z maleńkimi przerwami. Kozy stoją przeważnie w oborze na sianie, i tylko na trochę od przedwczoraj udaje nam się je wyprowadzić na żer do lasu. Wracają z niego same przy byle podmuchu wiatru, który zrzuca im na głowę deszcz zatrzymany na liściach i gałęziach. Ale po takiej wycieczce przestają kapryśnie beczeć i pasą się już spokojnie-pokornie przy żłobach.
Nie muszę mówić, że z tego powodu od razu spadła kozom mleczność.
Podobnie stale pod dachem przebywają kury. I dorosłe w kurniku, i średniaki w stodółce i kwoka z 10 kurczętami w lamusie ukryta. (Drugiej udało się wysiedzieć dwójkę piskląt, reszta jaj była niezalężona lub wychłodzona, zatem dzieciaki dołączyły do grupy i weszły pod skrzydła jednej niani, a druga kwoczka wróciła do koguciego stada).
Tylko Gusia, przezywana Kaczką nic sobie nie robi z tej pogody i pasie się sama na lichej trawce w obejściu, nie zważając na strumienie lejące się jej na głowę i po grzbiecie. Mało tego, codziennie znosi jedno jajo (nawet nie co drugi dzień, jak zawsze!). Dlatego nazwałam taką aurę "kaczą pogodą".

Zaćmienia, w tym roku aż trzy w jednym miesiącu (byłym) zapowiadają anomalie pogody nawet do pół roku. No, od sierpnia szykuje się kolejna atrakcja kosmiczna, czyli przelot komety Elenin, widoczny na niebie aż do jesieni. Niezbyt się z tego cieszę i chyba nie będę jej wypatrywać. Choć pewnie nie skończy się tak, jak w filmie Spielberga z bodajże 1999 roku o tytule, który brzmiał coś jak "Dzień ostateczny", gdzie kometa o nazwie nomen omen Ele uderzyła fragmentem o Ziemię, powodując potop.
Jednak światowymi finansami w sposób tajemny, tj. astrologiczny może zachwiać. Jeśli nie już w listopadzie tr., to w "miesiącu opozycyjnym", którym jest maj.

Ale dość wieszczenia. Jak na razie bąbelkują liczne wulkany na świecie i mamy zimny początek lata, wbrew prognozom dotychczasowym, że będzie gorąco i sucho. Jest zimno i mokro. A mnie strzyka boleśnie w lewej stopie.
Mam tę przypadłość od wczesnego dzieciństwa, gdy na ślizgawce, w butach z łyżwami odmroziłam sobie nogi. Z zaczerwienienia pod palcami lewej stopy wynikł wielki niegojący się długo wrzód, który ciągle przyklejał się do opatrunków, zmienianych mi przez Tatę, a zagojony odnawiał się przez wiele lat zawsze na jesień, w chłodnej porze. Teraz mam tam już prawie niewidoczną bliznę i notoryczny nerwoból. Który odzywa się właśnie, gdy robi się chłodno, nawet latem. Jedyną radą na to bolesne kłucie są ciepłe skarpetki w dzień i termofor w nocy na stopę. Babcieję, jednym słowem...

3 komentarze:

  1. u mnie w mieście i tak nieba nocą nie widać, a na zaćmienie nikt nawet nie zwróci uwagi

    fakt jest taki - mamy efekt cieplarniany pełną gębą - wszystko zgodnie z oczekiwaniami

    bo jak od lat wiadomo, że władza mówi, że będzie ciepło - to będzie zimno

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja mam nadzieję, że ów światowy finansowy wstrząs tajemniczo napełni nasze konta kasą. Gdyby bowiem miało być odwrotnie, to nie byłby żaden wstrząs, tylko nasza szara codzienność.

    OdpowiedzUsuń
  3. Riannon, popieram myślenie. Ja to się dalej posunęłam, bo mi się prosperowanie wymienne, bez pieniędzy nadziei.
    Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń