18 października 2010

Wegetarianie, czyli czy zjeść jajko od kury bzykanej

Na bazie definiowania różnych pojęć, mniej lub bardziej nośnych we współczesnym świecie znalazłyśmy przez przypadek dyskusję dotyczącą wegetariańskiej hodowli kóz.
Dla mnie niestety, to kilka dobrych żartów. Mimo pewnie szczerych intencji dyskutujących tam ludzi. Bo, gdyby ktoś chociaż przez pół roku pomieszkał ze zwierzętami, może wpadłby na pomysł, że one też mają swoje potrzeby, m. in. bardzo silną potrzebę łączenia się w pary i rozmnażania się oraz życia w stadzie. I nie sądzę, że marzą o kuracji hormonalnej podtrzymującej laktację, zamiast corocznego jak Pan Bóg przykazał wykotu. W ogóle dobrze jest przyjmować rzeczy takimi jakie są. Bo zostały stworzone przez doskonalsze od nas Źródło.
Ja osobiście nie potrafiłabym hodować kur na bazie wegetariańskiej diety, bo kura (i tutaj musimy obalić kolejny mit) lubi mięso, padlinę ... robaki. Nie umiałam również im wytłumaczyć, żeby grzebały selektywnie w moim ogródku, bo przeważnie najbardziej smakują im młode rośliny. Szczególnie te posiane przeze mnie. Wstyd mi się przyznać, ale z moich podwyższonych grządek spływa ciągle woda przy podlewaniu. Może mało trendy będę, ale nie podoba mi się też idea kurzego kombajnu. Żadna ze znanych mi kur nie chciałaby tam zamieszkać. To chyba "trochę" uprzedmiotowione podejście do tych sympatycznych nielotów.
W każdym razie załączam link do osobistego zapoznania się i ustosunkowania:
http://wegedzieciak.pl/printview.php?t=6422&start=0&sid=7aee659f9ce96b6d18571d2978665c0a
(Ania)

7 komentarzy:

  1. Niektórzy są na tyle bogaci, że mogą sobie pozwolić na hodowanie większych zwierząt dla swojej przyjemności. Jedni maja psy, drudzy konie trzeci kozy (hodowane tylko dla towarzystwa).

    Kiedyś widziałem, że ferma przemysłowa marketingowała swoje kurczaki jako kurczaki wegetariańskie :)

    Kury w kurzych traktorach to opcja dla osób, które mają mało miejsca. Lepsze to niż trzymanie ich w małych klatkach. Jakby nie było to jakiś kompromis, jeśli chce się hodować na skalę komercyjną. Inna opcja to ruchomy kurnik z elektrycznym pastuchem przystosowanym do wypasu drobiu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poczytalam tę (tą??) dyskusje i slabo mi sie zrobilo.
    Wegetarian jeszcze jakos moge zrozumiec - nie chca jesc miesa, w porzadku, niech nie jedza, ich wybor.

    Wegan - juz mniej, a to dlatego ze na diecie calkowicie weganskiej (zero mleka, produktow mlecznych, jaj) nie da sie organizmowi zapewnic wszystkich potrzebnych skladnikow/witamin/mikroelementow bez sztucznych, tabletkowych suplementow.

    Wyewoluowalismy jako wszystkozercy, a ssaki wyewoluowaly w ten sposob, ze daja mleko wtedy, gdy maja mlode. Dodatkowo wiekszosc ssakow zyje stadnie i oczywiscie proporcje plci sa circa about pol na pol.
    Ktos moze wierzyc w Boga, nie wierzyc - ot po prostu taka jest biologia i tyle.

    Uwazam, ze jesli ktos zabiera sie za hodowle a nie potrafi zniesc mysli, ze zwierze w koncu bedzie zabite i zjedzone, to nie powinien sie tym zajmowac.
    Oczywiscie jestem jak najbardziej za przyzwoitymi warunkami hodowli, zadnego okrucienstwa, jesli juz robi sie uboj to humanitarnie i bez niepotrzebnego cierpienia. No i jak juz sie zwierze zabije, to nie wypada nic zmarnowac!
    Od tej strony podobaja mi sie pierwotne kulty/religie np. indian, gdzie nad kazdym zabitym zwierzakiem odprawialo sie rytual przepraszajaco-dziekczynny a nastepnie zuzywalo wszystko. I nie zabijalo BEZ POTRZEBY.

    Uf.. ale sie rozgadalam, przepraszam. Ruszyla mnie jednak ta dyskusja zacytowana w linku, bo jak dla mnie wydala sie zupelnie oderwana od rzeczywistosci i przesiaknieta ideologia wzieta (co najmniej) z ksiezyca...

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety, coraz więcej takich odlecianych i tak naprawdę wykorzenionych z ziemi (z Ziemi) ludzi jest w naszym społeczeństwie. Ja z racji swoich zainteresowań spotykam ich dość często i za każdym razem to szok. Jak szybko ten proces odmóźdźenia i alienacji psycho-biologicznej postępuje! Pod płaszczykiem rozwoju duchowego i "moralności". Za możliwość rozwijania się w społeczeństwie tak durnowatego (jak by powiedziała nasza sąsiadka) myślenia o świecie i próby (prze)życia winię cywilizację (życie w Mieście) i media manipulujące trendami, a zatem stadem ludzkim w jakimś celu, który ich przedstawiciele bardzo rzadko znają.
    Pozdrawiam
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  4. też mam wielu znajomych wege- coś, ale nie rozmawiamy na tematy żywieniowe, żeby nie stracić do siebie sympatii ;)

    z w/w stronki korzystam, owszem (-choć ja w 100% straight! nie mylić ze- straight edge :O :O)
    dziewczyny podają tam czasem super przepisy np. na takie ciasteczka owsiane z muesli- pyyychaaa!!!

    a z wege- ludkami o ich drodze życiowej/ żywieniowej rozmawia się mniej więcej tak, jak z fanatykami Hare Kriszna i jakiegoś tam 45-tego Kościoła na Ziemi- ble ble, bla, bla....

    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja niestety, mam znajomą, która sama wegetarianka- swojemu psu wyeliminowała mięso z diety. Drapieżnik z krótkim przewodem pokarmowym, którego natura stworzyła do polowania (nie na roślinki uprawne wszak) męczy się na soczewicy, kaszy i innych cudach. Na takie działania pozostaje mi jeden komentarz- ludzka głupota nie zna granic i tyle!

    OdpowiedzUsuń
  6. Może powinno się ją oskarżyć oficjalnie o dręczenie zwierząt?
    Ci szaleni wegetarianie od kotów i psów, albo karmią je sztuczną karmą, nie wnikając co zawiera, albo właśnie robią taki odjazd. I jeszcze się tym chwalą, jak co najmniej czynem równym oświeceniu wilka-ludojada przez św. Franciszka! (przypomnę, że ów wilk nawrócił się po wizycie Franciszka w lesie i do końca życia żywił się jarsko resztkami rzucanymi mu przez mieszkańców jakiegoś włoskiego miasta, już nie pomnę jakiego, za co oni po śmierci postawili mu pomnik). Swoją drogą Franciszek często pościł, pisał hymny do Braci Mniejszych, ale jadał mięso, gdyż uważał jedzenie za dar Boga i nigdy nie wybrzydzał.
    Raz tylko słyszałam od jednej pani opowieść o pinczerku w jej rodzinie, który miał alergię na mięso i weterynarz zabronił mu go dawać. Ale pinczery często mają kłopoty gastryczne. Moja kundelka, która jest dziesiąta woda po pinczerach nie jest w stanie jeść karmy psiej, ani chrupek, ani makaronu psiego. Wymiotuje po tym cały dzień i ciężko choruje. Trochę trwało zanim ustaliłam co jej nie szkodzi i teraz pies jada zdrowe naturalne jedzenie, gotowane przeze mnie osobiście.
    O ile psom może zdarzyć się genetyczny odchył, to jednak co pomyśleć o kotach? Można je straszyć właścicielem wegetarianinem.
    Pozdrawiam,
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  7. Koty na szczęście same sobie dadzą radę, jeśli oczywiście właściciel nie zamknie ich szczelnie w domu. Myszy i szczurów nie brakuje, szczególnie tych drugich w miastach. Gorzej z psem-jak zacznie polować, to wg prawa myśliwy może go zastrzelić. Tu niestety skazany jest w 100 % na człowieka.
    W kwestii oskarżenia o dręczenie, to raczej nie wróżę, że ktoś się tym zainteresuje. Nie interweniują w poważniejszych sprawach. Ostatnio znajomy odwoził błąkającego się bezpańskiego psa do schroniska (nie zagubił się, tylko właściciel go porzucił). Nie przyjęli go i jeszcze powiedzieli, aby zwiózł psa tam, skąd go zabrał. Kto tam więc zwróci uwagę, na psa, który ma w domu ciepło, jest zadbany, tylko człowiek karmi go soczewicą i fasolką? Jeszcze powiedzą, że dobrze, że karmi, bo niektóre głodują.
    Pozdrowienia :-)

    OdpowiedzUsuń