22 maja 2024

Doświadczanie kuchenne i różne inne

 

Przez dwa ostatnie dni pojawiły się pierwsze majowe, nader skąpe deszcze przy okazji burzowych lekkich manifestacji. Upał z dnia na dzień wzrasta, słońce stoi w dzień wysoko. Nad chatą kwitną akacje i od rana huczą radośnie pszczoły z pasieki sąsiada. Znak Bliźniąt zesłał też od razu owady w większej i aktywniejszej gromadzie (nie tylko meszki i komary, jak dotąd), motyle różnych barw, uaktywniły się pszczoły.

Jaskółki szaleją nad obejściem wyłapując pracowicie swój pokarm, acz wyprowadziły się z jakiegoś względu od nas i przeniosły do sąsiedztwa. Ale terytorium łowieckie jak widać zachowały.
Codziennie ratuję życie topiącemu się w ptasim poidle szerszeniowi. Suszy skrzydełka z boku, po czym odlatuje, gniazdując samotnie gdzieś pod dachem budynku gospodarczego. Samotniki nie są groźne i kąsają tylko przyciśnięte do muru. Zaczynają się też, niestety, muchy, acz najgorsze jak co roku dopiero przed nami.
Anna ogląda łąkę planując sianokosy. Nowy akumulator do władka zakupiony. Stary padł w zimę. Tymczasem udało się ściąć przy pomocy złapanego okazyjnie Andriuszy uschłą jabłoń w sadzie. Drewna mamy na 2 lata do przodu i w tym roku po prostu tylko porządkujemy to co jest i samo przybywa.
Słońce dzienne pozwala korzystać z darmowego prądu, więc eksperymentuję w kuchni, potrawy przyrządzając głównie na kuchence elektrycznej. W ten sposób palę pod płytą tylko wtedy, gdy ktoś chce się wykąpać, czyli co kilka dni. Dzięki temu w mieszkaniu panuje przyjemny chłodek w ten ciepły czas.

Jakie eksperymenty? Ano rozpracowuję przetwory mięsne w słoikach. Tak naprawdę nigdy tego dotąd nie robiłam, więc muszę wypróbować różne przepisy, aby dojść do swojego smaku. Zresztą ogół przepisów dotyczy przede wszystkim wieprzowiny, czasem kurczaków czy indyczyzny, a nasz asortyment nieco jest inny. Każdy rodzaj mięs zaś wymaga swoich przypraw i nieco innego potraktowania ogólnego.
Jak na razie wypadło zgrabnie, acz były mankamenty, które teraz będę poprawiać. Nim zabiorę się za większe ilości i tyndalizację.

Stado kaczek i częściowo indyków zostało wybite, udało się wygrać wyścig z lisem po stracie trzech kur i kaczora. Zaatakowany został także naczelny indor i już na nim kreskę położyłyśmy, bo tylko garść piór po nim została na drodze przed bramą i rozkrzyczana ze strachu gromadka reszty indyków. Psy pognały w las za tropem złodzieja, a mnie zastanowiło, że brak krwawych śladów czy ciała ofiary w pobliżu. Z doświadczenia bowiem wiem, że lis indora nie udźwignie w zębach, musi go wlec pracowicie i w spokoju do kryjówki, dzięki czemu udawało nam się w innych latach takie stracone sztuki odnaleźć w polu czy na pastwisku. Tutaj został spłoszony dość szybko, tymczasem wielkiego samca ni widu ni słychu. Szukałyśmy same i potem z psami w okolicznym lasku, krzakach i w ogródku, bez rezultatu. Anna dostała nawet ze zdenerwowania bólu serca i musiała walerianę zażyć. 
Tymczasem raniutko, skoro świt przywitało ją znajome gulganie na podwórku... Indor przetrwał noc gdzieś w lesie, po prostu w szoku skrył się przed drapieżnikiem tak skutecznie i cicho, żeśmy go nie mogły znaleźć. Miał kreskę nad sobą, a w ten sposób z tej naszej radości na razie mu się upiekło.

Nadto co kilka dni warzę ze świeżego twarogu koziego sernik. Doszłam, że przepis na sernik gotowany jest najlepszy i najwygodniejszy do wykonywania w stałych porach, nie wymaga wypiekania spodu. W ten sposób zagospodarowujemy twaróg, który jest pyszny, ale nie ma na niego klientów z racji choćby dużo wyższej ceny niż twaróg z mleka krowiego. Do którego wszyscy są przyzwyczajeni i łatwo go dostać.
Oczywiście zmniejszyłam ilość cukru i robię według swoich proporcji, bo ogólnodostępne przepisy na wszelkie ciasta i słodycze są niemożebnie przesłodzone, wprost nie do zjedzenia. Aż mnie zęby bolą na samo wspomnienie i zgaga się odzywa (na szczęście tylko w pamięci).

Sernik jest przepyszny i znika w ciągu 2 dni. Czasem trzech, gdy nakazuję wstrzemięźliwość, bo są akurat inne rarytasy do spożycia.

Zapisuję tu swoje proporcje, aby nie zapomnieć doświadczenia na później. Zatem...

Sernik gotowany w polewie kakaowej

(bez glutenu)

Składniki:
65 dag świeżego twarogu koziego domowej roboty (oczywiście może być też krowi, ale nie mam)
1/2 kostki masła
1 paczuszka budyniu waniliowego lub śmietankowego
2 duże jaja, gęsie, indycze lub kacze (kurzych dałabym 3)
4 czubate łyżki cukru, w tym łyżka cukru waniliowego (niekoniecznie, bo wcale tej wanilii nie czuć i właściwie szkoda zachodu)
Duża garść rodzynek i nieco mniejsza pokrojonych na drobno daktyli

Można dorzucić co się lubi jeszcze, np. figi, orzechy, pestki dyni, co się ma i lubi.

Przyrządzanie:
Składniki mieszamy w płaskim garnku na małym ogniu, stopniowo rozpuszczając i mieszając stale, aby nie przywarły. Gdy już całość się zespoli w jedność pozwalamy jej pobulgotać kilka minut (5-9), ale mieszając co chwila.

Wtedy zestawić garnek z ognia i dosypać słodki wkład rodzynkowy, wymieszać i przelać wszystko do foremki, w której ma ostygnąć i nabrać twardego kształtu. Po wstępnym wystygnięciu najlepiej wstawić do lodówki, co przyspiesza proces.

Gdy już się ów proces po kilku godzinach dokonał wykładamy sernik z formy na talerz i zabieramy się do przyrządzenia polewy. Co do niej ciągle się uczę. Wciąż pojawiały się jakieś niedoróbki, więc skonsultowałam się z koleżanką mistrzynią od wypieków wszelakich. I już wiem, że trzeba dbać o niską temperaturę, bo w zbyt gorącej kakao oddziela się od masła tworząc nieładne grudki. Mleko zaś nie może być zimne. I stale mieszać, aż do uzyskania litej masy.

Składniki polewy: masło, mleko, cukier, kakao, proporcje do wybranej ilości są jeszcze w rozpracowywaniu i próbowaniu, dlatego nie podaję szczegółów.
Po jej wylaniu na sernik można całość posypać dodatkowo wiórkami kokosowymi. W ten sposób uzupełniamy owe niebywałe ilości cukru, z których zrezygnowaliśmy dla własnego zdrowia i urody, naturalną i zdrową słodyczą.

Dla ułatwienia można po prostu rozpuścić kilka tafelków czekolady i poradzić sobie tym sposobem.

Nie obżerać się, bo ser to 100 procent białka, i po dłuższej chwili od zjedzenia jest się sytym i pełnym po uszy. I to bez nadmiaru cukru.

Najlepiej zagotować masę około południa, ma wtedy czas do wieczora dobrze zastygnąć, a polewa to już pikuś. 

Sernik moim zdaniem zdobywa najlepszy smak po 2 dniach, ale rzadko udaje nam się tyle wytrwać. 

1 komentarz:

  1. Dziękuję za przepis i dobre wieści z Kresowej Zagrody. Niech moc będzie z wami na każdym polu działań.

    OdpowiedzUsuń