Tej zimy po raz pierwszy nie kisiłyśmy tradycyjnie kapusty w kamiennej beczułce. W zamian bowiem własne uprawy dały tyle kapusty pekińskiej i pakczoja, że z trudem je zagospodarowałyśmy. Trochę eksperymentując. Okazało się, że oba rodzaje chińskich kapust, nie dość, że motyl się ich nie ima, rosną szybko i dwukrotnie w ciągu sezonu można mieć plon, to jeszcze świetnie nadają się do kiszenia. Bardziej w stylu koreańskim jednak.
Czyli wiosną i jesienią dominowało kim-ći na stole i jako drobna szybka zdrowotna przekąska. Anna na koniec zapełniła nią kilka wielkich słojów, dodając obficie naszej ostrej papryki, rzepę, rzodkiewkę, czosnek, szczypior i co tam jeszcze przyszło do głowy. I jadłyśmy tę kapustę, aż do wyczerpania zapasów, na zmianę z ogóraskami, których jeszcze wiele w piwniczkach dobrze się ma. Został jedynie w lodówce ostatni 3 litrowy słój, wyparty jakoś tak mimochodem przez ogórki kiszone i kwaszone, tudzież sałatki buraczane. Stał i stał, aż sobie o nim przypomniałam.
Prawdę mówili znawcy, że kim-ći raz zakwaszone może stać i stać, i mocy tylko nabierać. Od jesieni nabrało takiej, że ogień z ust bucha. I żadnej pleśni. Dzisiaj zapragnęłam zrobić z niego zupę. Kapuśniak, a co! W ojczyźnie kim-ći przyrządza się z nią wszystko, co do głowy przyjdzie. I udało się. Rewelacja.
Przepis na zupę z kim-ći à la polski kapuśniak
Wrzuciłam najpierw do garnka kość koźlęcą, pokrojoną marchew, pietruszkę i dynię (dla osłodzenia smaku). Przyprawiłam zielem angielskim i liściem laurowym. Kiedy się podgotowały i warzywa zmiękły dodałam pokrojone w kostkę ziemniaki i opieczoną na rozpalonym piecu cebulę. Znów gotowałam dotąd, aż ziemniaki stały się miękkie.
I wtedy dodałam kim-ći, kilka obfitych łyżek, aby zupa była gęsta i kwaśna. Nie potrzebowała w zasadzie soli, ale sypnęłam szczyptę, jak i świeżo mielonego pieprzu czarnego i majeranku, dla lepszego trawienia.
Aby zrównoważyć kwaśność i ostrość dodałam 3 łyżeczki koncentratu pomidorowego i łyżeczkę cukru. I gotowałam jeszcze 10 minut.
Efekt wspaniały! Wierzcie mi.
Nasz kapuśniak wzbogacony ostrym paprykowym smakiem wylądował na stole w miseczkach glinianych własnoręcznie toczonych. Kapnęłam na zupę odrobinę oleju słonecznikowego i posypałam garścią świeżego szczypiorku, rosnącego w parapetowej uprawie przedwiosennej. Moc w gębie!
Ależ to świetnie brzmi!!! Kimchi też kiedyś robiłam, ale kiszonki w tym roku u mnie leżą :/ Kupiłam dziś natomiast buraki na rynku, bo mi się buraczanego zakwasu zachciało. To pewnie nie ta pora roku, żeby kisić, ale spróbuję :)
OdpowiedzUsuńCo do kapusty chinskiej to przeczytalam w necie przepis na kapustę pekińską zasmażaną .Zdziwiłam się trochę ale zrobiłam bo chciałam coś innego z tej kapusty.Przepis banalny a efekt wspaniały.W rondlu podsmażyć boczku trochę i cebulę w kostkę .Jak już possmażone włozyć poszatkowaną kapustę .dusić z 10 minut .Na patelni na roztopioną łyżkę masła ,wsypać łyżkę mąki i jak się przesmaży wlać do kapusty.Zakwasić octem jabłkowym lub sokiem z tytryny.Wczesniej posolić .Na koniec sporo kopru.Gotowe.Robiłam już kilka razy bo proste ,szybkie do zrobienia i super dodatek do obiadu .Może się przyda :))
OdpowiedzUsuńJa tak robie nasza zwykla kapustke zasmazana. Tylko bez boczku i z listkiem. Dobrze wiedziec ze z chinska tez wychodzi.
UsuńDziękuję za przepis. Na pewno wypróbuję.:) ES
Usuń