I nastał koniec wiosny w zimie. To wszystko moja sprawka, a tak naprawdę znajomej płanetnicy. Przedwczoraj zahaczyła mnie na fejsie pytaniem o pogodę. I czy mi się podoba to słońce ostatnio, bo ona ciągle myśli o słońcu i wiośnie, dlatego nadeszło. Śnieg stopniał i zniknął, pojawiły się pierwiosnki, pierwsze żurawie i dzikie gęsi. Wytłumaczyłam nieświadomej, że suche przedwiośnie to brak wody w glebie i kiepskie plony. Poza tym ruszą pąki zbyt wcześnie i mrozy, które są jeszcze zapowiadane na pewno je zetną. Wzięła pod uwagę. I wczoraj zagadnęła znowu, mówiąc:
- U mnie już pada. A u was?
- Pada śnieg.
- Ok. Myślę.
I dzisiaj powitała nas biała polać śniegu na polu, w lesie i w obejściu. Kury, gęsi i indyki rozczarowane, kozy również. Ale przynajmniej uspokoiły się na ten widok, bo poprzedni przedwiosenny i słoneczny kazał im łomotać rogami w zamknięcia boksów, wydostawać się na podwórze i wszczynać co rusz wzajemne niesnaski.
podoba mi się taka moc,też bym chciała ;)
OdpowiedzUsuńNo i minął dzień i po śniegu ani śladu, a potem minął tydzień i wrócił mróz :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń