14 maja 2017

Gospodarcze widoki

Pokazuję trochę zdjęć ostatnich, w popołudniowym słońcu robionych. Niniej nasze stadko dzikich kur leśnych, pod wodzą koguta. Proszę się nie obawiać. Kury żerują raptem 3 metry od domu, gdzie taka oto puszcza porasta. Kilka razy dziennie przebiega tamtędy pies, jeden z drugim, więc miejsce w miarę bezpieczne od lisa. Choć trzeba czuwać i na każdy ptasi wrzask wyskakiwać z chaty z pomocą. Zdarzają się próby ataków ptaków drapieżnych z góry.


A poniżej niewielka perspektywa na kawałek naszego permakulturowego ogrodu. Widać raptem dwie sadzonki czarnej porzeczki z plantacji liczącej sobie kilkadziesiąt krzewów. Oraz niebywałą dla tego spłachetka leśnego piasku wybujałość trawy (to jest moc naturalnego nawożenia gnojem, słomą, kompostem i starym sianem). W tym roku krzaczki nabierają wreszcie rozpędu, po sezonie suszy i upału sprzed dwóch lat, gdy były w silnym niebezpieczeństwie nieprzetrwania. Nawet każda ma po kilka kiści zawiązanych już owoców! Po sąsiedzku zaś, w głębi mała zagroda, jeszcze nie zagospodarowana, więc mimo dwóch uli z pszczołami wypasają się tam ostatnio kozy. Pszczoły są spokojne, kozy także zachowują dystans.


A oto widok z wnętrza pastwiska, mającego ponad hektar obszaru. Po zeszłorocznym użytkowaniu ogrodzenie okazało się mocno nadwyrężone przez kozy. Dlatego teraz, nim wypuścimy stado na pastwę trzeba było zacząć od naprawy i wzmocnienia płota. (Przypomnę: słupy dębowe co 4 metry stawiane, obciągnięte siatką leśną, wymagały wzmocnienia poprzecznymi świerkowymi żerdziami u góry i gdzieniegdzie u dołu, gdzie kozy potrafiły przejść). Widok przedstawia kupę złożonych kilka lat temu przy zakładaniu ogrodzenia żerdzi, czekających jeszcze na ewentualne użycie tu i ówdzie. Do zdjęcia pozuje Laba.


A tutaj kolejne dwa ule. Pszczółki wreszcie zaczęły się uwijać. Kwitły już śliwy węgierki i jeden gatunek czeremchy, teraz zdziczałe grusze i osika dają czadu. Nie licząc leśnego i łąkowego kwiecia. Sad jabłoniowy w tym roku odpoczywa.


Poniżej jeden bok pastwiska, do którego przylega nieużytek czeremchowo-brzozowy (także do nas należący). Trzeba było pracowicie zabezpieczyć tę stronę ogrodzenia, bo kozy kuszone gałęziami i liśćmi brzozy i czeremchy rosnącej wzdłuż płota stawały na siatce i rujnowały ją, w końcu przeskakując na zewnątrz. W pracy pomógł nam Jary, który jest mistrzem od tego rodzaju ogrodzeń. Przepletliśmy wspólnie długie żerdzie przez oka siatki u góry i przybiliśmy końce do słupów. Dolnych zabezpieczeń już nie trzeba przeplatać. Było tego trochę, ale dzięki pracowitości zwykłego wiejskiego chłopaka udało się tego dokonać w ciągu jednego dnia, w całkiem przyzwoitym czasie 7 godzin, z przerwami na obiad i kawę.


1 komentarz:

  1. Bardzo dziękuję za informację o ogrodzeniu, właśnie takie planuję i pewnie moje kozie stadko (5 matek z dziećmi)też będzie potrzebowało dodatkowego ożerdziowania. Pozdrawiam i życzę dużo słońca

    OdpowiedzUsuń