30 maja 2011

Nie w porę

Idą biegiem upały. Komary dręczą umiarkowanie, za to coraz więcej much, os i zdarzają się szerszenie. Na kredensie stoi zawsze podręczny pojemnik muchozolu na te potwory, które penetrują najdrobniejsze otwory domu, także oborę i śpichrz, i zdarza się, że wyłaniają się w mieszkaniu znienacka nie wiadomo skąd. Normalka.
Anna rozpytywała o sianokosy, bo w sąsiednich gminach już dużo łąk wykoszonych i nasz sołtys dzisiaj obracał trawę na swojej łączce za naszym polem, ale sołtys z sąsiedniej wioski, który nam łąkę bobrową obrabia stwierdził, że u niego nikt jeszcze nie kosi, bo kosi się po Wniebowstąpieniu, które wypada w najbliższy czwartek. No, to czekamy.
Nie daj Boże kosić w święto. Jest to obraza boska i pecha przynosi. Kiedy komuś z naszej wioski zdarzyło się tego nie uszanować dwa lata temu, to dwa tygodnie siano przewracał na łące, bo co rusz deszcz mu je zmoczył, w końcu prawie zgniłe do stodoły zwiózł. Aż mu wieś zaczęła współczuć i Boga prosić o ułaskawienie.
Trochę popadało ostatnio, nasze marne żytko wykłosiło się, wybujało nagle do góry i wygląda całkiem porządnie, oprócz tego, że dość rzadkie wyrosło.
Pożyczoną przyczepką zwiozłyśmy dzisiaj dwie kupy obciętych gałęzi jabłoniowych z sadu. Jeszcze takich ze sześć zostało. Ostatnio podwędziłam próbnie kilka serków, aby sprawdzić któremu z uwędzeniem najlepiej, dymem właśnie z gałązek jabłoniowych. Nie wypróbowałam jeszcze wszystkich efektów, ale na razie przoduje w smaczności wędzony Batiuszka. Czeka nas mnóstwo żmudnej roboty z okiełznaniem tego gałęziowego żywiołu. Połamać na drobne te najcieńsze, porąbać siekierką nieco grubsze, pociąć piłą najgrubsze. Chodzi mi po głowie zrobienie sera obtaczanego w popiele z jabłoniowego drewna. Ale z tym poczekam na zelżenie upałów.
A potem w samochód i jazda do Bielska! W umówionym telefonicznie miejscu doszło do ważnego zakupu tegorocznego. Choć, jak się okazuje, nie w porę. Czemu? Bo nas pani Lena wystraszyła wieścią, że jeszcze żadna kura u nikogo nie zakwokała i że to naprawdę dziwny rok. Ania zwątpiła i czym prędzej zorganizowała transakcję.
Wróciłyśmy do domu z pudłem pełnym kurczaczków zielononóżek (11) i mieszanych leghornów z karmazynowymi (6).
Dlaczego nie w porę?
Bo tuż przed wyjazdem zwołałam kury do kurnika, żeby je zamknąć dla bezpieczeństwa wcześniej. I okazało się, że jedna z kurek siedzi na gnieździe twardo od rana, siedziała tam także wczoraj. Zatem zakwokała i zasiadła...
No, cóż, przyda się teraz nadmiar mleka koziego. Twarożek, zsiadłe mleko to najlepszy sposób, aby dochować się silnych, zdrowych i nieśnych kur.

6 komentarzy:

  1. To prawda z tym kwokaniem kur. Wyjątkowo w tym roku mój brat chciał nasadzić sobie swoje kurczaki, kury zaczynały kwokać i po dwóch dniach przestawały, cóż, znowu będą kurczaki wylęgarniane, a kurom gdzieś przepadły instynkty.
    A co potem z tą skórką serową z popiołu, zjadać? odrzucać?
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że odrzucać... ;-) chyba, że ktoś ma dobre zęby i żołądek jak kura. Ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. Kupiłem za 8 zł taką wtyczkę do kontaktu, która rzekomo odstrasza owady ultradźwiękami - zobaczymy.

    ponoć komary nie cierpią wanilii - na wszelki wypadek do lasu mocno spryskuje się waniliowymi perfumami kobiety i jakoś nie gryzą

    itp.

    szukam raczej bezchemicznych metod na owady, jakoś nie lubie mochozoli itp.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze dowiem się tutaj czegoś ciekawego. Jeden post a tyle mądrości wiejsko-życiowo-przyrodniczych. Za to bardzo dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  5. R-O, na komary i muchy w domu mam mechaniczne sposoby (hm, naturalne), tj. moskitiera w pokoju sypialnym, reżim zamykania drzwi i innych okien (dom ocieplony latem trzyma chłód), no i klapka na muchy w razie czego, radykLNIE. jEDNAK na szerszenie wolę pewniejszy sposób. Ekologiczne wypuszczanie ich, gdy mieszka się na skraju lasu, to robienie sobie samemu kuku. Po prostu eliminacja i tyle. Miałam już ich gniazdo pod podłogą w poprzedniej chacie i wiem jakie to niebezpieczne sąsiedztwo.
    Wanilii jeszcze nie próbowałam. Z tego względu, że zawsze staram się jednak unikać wystawiania się na ukąszenia, niż z nimi walczyć. ;-) Nie było okazji.
    Pozdrawiam, Ewa

    OdpowiedzUsuń
  6. A my polecamy po prostu moskitiery. W każdej szanującej się firmie sprzedającej okna, można dziś nabyć takowe robione na wymiar, w wybranym kolorze i za naprawdę niewielkie pieniądze.

    Kupiliśmy takowe, gdy się nam Prezes urodził i problem komarów i innych ćmoperzy (zastrzegamy sobie prawa autorskie do neologizmu :DDDD) znikł bezkrwawo.

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń