15 lutego 2025

Zimowanie

Minął styczeń, mija luty. Niespodziewanie nadeszły mrozy, większe niż około-zerowe przymrozki, nocą dochodzące nawet dwunastu stopni. Sucho przy tym, śniegu jak na lekarstwo. Ptaki domowe snują się zmarznięte po obejściu, dwie kury już zostały pożarte przez las, więc nie spodziewamy się niczego innego, niż zaofiarowała nam wiosna zeszłoroczna, gdy trzeba było wybić prawie całe stado drobiu w wyścigu z drapieżnikami.

Nabrałam nowego pro-zdrowotnego zwyczaju, wychodzenia o poranku na krótki spacer (w sumie jakiś kilometr) traktem koło chaty. Z psami, które to uwielbiają. Obserwacja przyrody codzienna otwiera zmysły lepiej,  niż jakiekolwiek inne rozważania. Namierzyłam dzięcioła-sąsiada, raz słyszałam już nawet głos pojedynczego żurawia zza lasu, było to przed mrozami, więc mam nadzieję, że zawrócił do swoich. Poza tym głównie aktywne są gawrony i para kruków mieszkająca opodal przez okrągły rok, która właśnie rano, gdy sobie chodzę, kończy swoje obloty po terenie i zwołuje się krakliwie do gniazda. W nocy pohukują sowy, odzywa się też ptak, którego nazywam "śmiszkiem", bo jego głos przypomina rechotliwy śmiech, albo też "gwizdacz", z którym już umiem pogadać, naśladując jego gwizdy całkiem zgrabnie. Widuję również w dzień na tarasie jak zawsze małe ptactwo w typie sikorek, w te mrozy podrzucam im trochę karmy. 

Mimo tej spacerowej nowej tradycji dopadła mnie zaraza przedwiosenna, zwleczona przez Annę z warsztatów z dziećmi, jak zawsze to bywa. Najpierw ona, teraz ja. Na szczęście nic poważnego, raptem katar, zrazu nieco gardło, i potem pokasływanie, gorączka malutka albo wcale. Uruchomiłam materac elektryczny i pokonałam atak dreszczy jednego popołudnia. Biorąc tylko witaminy i krople do nosa. Przez ten czas jedna z kóz poroniła, (zdarzało się i to w naszej hodowli, choć na kilku palcach można zliczyć przypadki), nie jest najmłodsza, poza tym ma agresywną bodącą siostrę dominatorkę. Zatem zaczyna się dojenie, na razie tyle co do kawy, ale w sumie w samą porę. Bo już trzeba było raz dokupić mleko sklepowe do śniadaniowej jaglanki i do kawy właśnie.

Zimowe wieczory zaś i noce częściowo w czas przebudzeń spędzam na lekturze. Och, co radość mieć takie przestrzenie do penetracji wyobraźnią. Głównie czytam fantastykę, począwszy od najstarszych dzieł, ale i nieco filozofów i ksiąg świętych różnych kultur, oraz ufologów. Moje dzieło życia wreszcie żmudnie złożone, pofrunęło do drukarni i czeka na egzemplarz próbny.