12 sierpnia 2024

Ptasie rozmowy


Czas płynie. Lubię to obserwować, płynąć razem z nim. Takim swoim dziecinnym stylem żabki, czasem na pieska.

Po drugim obrządku, gdy wszystkie dzienne czynności już zostały wykonane, zasiadamy na tarasie. Popijam wtedy prozdrowotnie wodę z cytryną z niewielką domieszką zeszłorocznego cydru i soku jabłkowego z tegorocznych zbiorów, który od jakiegoś czasu warzę codziennie. Aby zebrać go tyle, by starczyło na dwa sezony, bo co tyle owocują drzewa w sadzie. I przyglądam się światu, jego stałemu widokowi. W jego zakres wchodzi kawałek ogródka przydomowego mocno zarośniętego teraz wielkimi liśćmi dyni i cukinii, cieplica, płot, za nim za drogą ogrodzenie pastwiska i pastwisko, już wyschłe nieomal i przy nim obumierający stary sad, długi tunel i jeszcze kilka grządek. Po prawej osłonę stanowi gąszcz wysokich robinii akacjowych, w których gnieżdżą się różnorakie ptaki.
O tej porze lata już odchowały swoje młode i opuściły gniazda, ale buszują niedaleko i właśnie popołudniami zlatują się w nasze pobliże, jak dobrzy sąsiedzi, żeby usiąść na płocie albo blisko tarasu i delikatnym świergotem zagadać, popytać jak się wiedzie, itd. Nie znam się na gatunkach ptasich, rozróżniam wśród nich pleszki, które kocham za ruchliwość, uczuciowość, towarzyskość i pliszki, równie ciekawskie i wesołe. Mamy też mieszkającego wśród koron akacji dzięcioła, którego rzadko widać, ale słychać codziennie. Są też takie szare, większe od pliszek ptaszki, które biegają po ziemi, wygrzebując z niej owady, trochę jak kury, czasem widuję śmigającego głową w dół po pniu kowalika. Inne, wydające różne dziwne dźwięki słychać z większego oddalenia, szczytu dębu, albo z klonu. Lub przesuwają się z południa ku domowi i dalej gromadki kupiących się już przed odlotem bocianów.
Pod dach tarasu codziennie o stałej porze zalatuje także szerszeń samotnik, milkniemy wtedy, nieruchomiejemy i czekamy aż zbada teren i odleci spokojnie. Pojedyncze egzemplarze, żywiące się pośród drzew owocowych nie są agresywne, a groźne mogą się stać tylko przez przypadek, którego zawsze lepiej mądrze unikać.
Czasem z braku tematów do rozmowy, bo o czymże ciągle można gadać, odsłuchujemy jakąś audycję czy podcast. Np. pana Jackowskiego, którego słucham-nie-słucham i który wtapia się w spokój otoczenia swoimi przydługimi opowieściami politykierskimi, z których na ogół dowiaduję się co się w ogóle w świecie dzieje (telewizora nie mamy od lat blisko 20). Kiedy nagle zapada cisza pytam:

- Co to? Zasięg padł?

- Nie. Tylko patrzy sobie w głowę - odpowiada Anna, zerknąwszy na ekranik smartfona i parafrazując Sienkiewicza.

- Aha. A ty co o tym myślisz? Będzie wojna? Będzie krach?

- Będzie, niewątpliwie. Tylko kiedy?

- Ptaków by trzeba zapytać. Zresztą po co wiedzieć? I tak będzie co będzie. Cieszmy się życiem, póki zdrowie i cisza dopisują, a zapasy spokojnie rosną na zimę. Na wszystko jest właściwa pora.

Z innych spraw: zaczęłam robić żółte sery, niewielkie, z racji mniejszej niż dawniejszymi laty ilości mleka. Anna jeździ co rusz na jakiś okoliczny jarmark lub warsztaty wakacyjne dla dzieci. Jedna impreza odbyła się u nas w gospodarstwie. Wycieczka rowerowa dzieci spędziła trochę czasu na robieniu mydła w foremkach, przyrządzaniu i zjadaniu pizzy, oraz oglądaniu naszego bydełka, robiącego za dziką przyrodę na stepie.

Poza tym zbieramy jabłka, systematycznie opadające z drzew, cukinie i kabaczki, resztki ogórków, zaczątek pomidorów. 

- Co jutro na obiad?

- Leczo?

- Może być leczo, czemu nie?

1 komentarz: