I zaczęło mrozić, nieco śniegu spadło, a niektóre poranki, jak wczoraj czy dzisiaj są w pięknym ostrym słońcu. Aż chce się wyjść na idealnie czyste powietrze i odprawić codzienną poranną gimnastykę wobec oka pana nieba. Jakby ktoś pytał, to ćwiczę sobie pradawną chińską Qigong (czyt. ći-kong), genialne proste powolne ruchy harmonizujące całe ciało, łatwe do zapamiętania, bo w sumie jest ich osiem, i do wykonania nawet dla staruszków czy różnych połamańców, sprawiające że utrzymuje się nie tylko giętkość kręgosłupa, wszystkich stawów, wzroku, mięśni, poczucie równowagi i dotlenienie, ale i spokój umysłu i serca.
Ptaki mają się dobrze mimo zimna. Karmię je suto i różnorodnie, dla urozmaicenia dostają im się jeszcze zielone liście tego i owego trwające w cieplicy. Odporne na takie przymrozki są zwłaszcza jarmuż i kapusta pekińska. Kury, choć tylko te młode nadal się niosą i co jakiś czas jaja zaczynają się wysypywać z lodówki. Wtedy zawiadamiamy chętnych do zaopatrzenia się.
W wolnowarze rosół się warzy przez całą noc. Generalnie nastał czas gorących wywarów i zup. Rozgrzewka od strony żołądka to kolejny sposób, aby przyjąć zimę pogodnie. I zdrowo, mam nadzieję.
Piec działa spokojnie w swoim tempie, a właściwie dwa piece, bo w nocy i z rana grzeje nas kaflowa pieczka. Nowy sterownik do pompy już zakupiony, teraz szukamy fachowca. Póki co nie ma biedy. Nawet mam wrażenie, że bez pompy ciepło kaloryferów dłużej się utrzymuje. I gdy już ruszy, będę jej pewnie używać tylko dla szybszego rozruchu ogrzewania. Przyspieszenie rzędu może 40-50 minut, a może mniej, jak sądzę, zatem nic znacznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz