Sztuczny prorok rozgłosił alarm przed ogromnym wichrem o nie naszym imieniu Otto, w całej Polsce. Dobrze wiedzieć, że może nie być prądu, bo można poczynić pewne zabezpieczenia. Ale i tak je czynię, czy jest wiatr czy nie, bo na wsi awarie zdarzają się z różnych powodów, całkiem długie, nawet kilkudniowe, zatem ostrzeżenia pełne sztucznej troskliwości i tak nam po nic.
Miało wiać okropnie w nocy i rano. Nasłuchiwałam. Owszem, wieczorem trochę popadało, bo gnały chmury, potem od czasu do czasu jakieś pojedyncze podmuchy było z lekka słychać, ale idące górą, prawie wcale nie zahaczały o okna czy drzwi, tylko o korony drzew. Rano nieco powiewało, ale dzień szybko wyczyścił niepokoje. I ustało prawie całkiem, choć wieczorem nieco pohuczało znowu w samych koronach. O co tyle hałasu?
Z tego wszystkiego jednak rano wyłączono prąd. Pewnie wiatr gdzieś coś przewrócił. Właśnie wstałam.
- No, tak. Jak teraz zaparzyć kawę? Jak ugotować ryżankę na śniadanie?
Od jakiegoś czasu, tzn. od chwili jak butla z resztką gazu po roku czasu zaczęła sama się rozkręcać i wypuszczać smrodki na kuchnię, zrezygnowałyśmy z używania palników gazowych, kuchenka służy nam już tylko elektrycznym piekarnikiem w dziele kucharskim. W takim przypadku jednak mogłaby się przydać.
- Trudno się mówi. Przynieś węglarkę gałęzi spod daszku na altanie. Rozpalę pod kuchnią - orzekłam dzielnie, bo i z braku prądu przecież czasu więcej się zrobiło, nie szło do internetu zajrzeć czy pisać w komputerze.
Anna skoczyła i w try miga przyniosła co trzeba. Nałożyłam pod blachę i rozpaliłam, nawet ogień łatwo się zajął i natychmiast zahuczał pod płytą. Postawiłam czajnik pełen wody na ogniu i rondelek z płatkami ryżowymi na zupę. Po 20 minutach woda zagwizdała, zupa zabulgotała i zjadłam ją, zalawszy kozim mlekiem, rozmrożonym z butelki zmagazynowanej na jesieni. Kawa zapachniała. Ot, żaden problem.
Ogień rozgrzał ściankę kuchenną i mogłam napalić w piecokuchni godzinę później niż zwykle. Bo prąd szybko wrócił, na szczęście.
Jak człowiek zaradny to zawsze sobie poradzi:). Ja nigdy kuchenki gazowej nie miałam i jak nie ma prądu, ratuję się w ten sam sposób, co wy. Popołudniami zimowymi tylko na ogniu gotuję, a latem w kuchni otwartej na dworze. Wśród znajomych wywołuje to zdziwienie, ale dla mnie to normalne. Przyzwyczaiłam się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.M
Na Pomorzu powiało, oj powiało...
OdpowiedzUsuńPodobnie jak M. całą zimę gotuję na zwykłej kuchni, ale kuchenka gazowa z 2 palnikami jest, na lato, bobym się sama ugotowała od żaru :-) a taka letnia kuchnia to majątek.
OdpowiedzUsuńWłaśnie myślałam jak tam u was. U nas na Opolszczyźnie Otto nie wiał tak bardzo - to znaczy u mnie pod lasem. Dzisiaj ten Will coś mocno huczy i zawiewa, głowę na polu chce urwać, ale szkody blisko nie widziałam. W kuchni palę codziennie od rana do późnego wieczora. To przy okazji ogrzewa nieco dom. Po południu zapalam piec w kotłowni na cały dom. Dla mnie brak prądu to kłopot z wodą. Mam swój własny wodociąg czyli hydrofor. Studnia na środku podwórka rzadko używana zacięła się. Bez niej po wodę do rzeki :) nawet śniegu nie ma. Na szczęście u mnie rzadko brak prądu.
OdpowiedzUsuńMarzę o takiej klasycznej kuchni węglowej. Miałam i niestety sprzedałam nową, nieużywaną przez 20 lat. Kupił mi ją świętej pamięci dziadek mówiąc już w 2000 roku, że "jak Ruskie gaz zakręcą, to żebyś miała na czym obiad
OdpowiedzUsuńugotować ". Jak to starszych zawsze słuchać należy, dziadek dwie wojny światowe przeżył.
W razie braku prądu mam kuchenkę gazową dwupalnikową i dużą butlę.
Nie podoba mi się to zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego w najbliższy piątek...
Oglądam czasem dla podbudowania nastroju filmiki na YT z chińskich kanałów, gdzie furorę robią historie wyremotowania starej zagraconej chatki po babci czy dziadku. Otóż Chińczycy mają świetny stały patent na zbudowanie tanim kosztem takiej kuchni w mieszkaniu. Co prawda nie służy ona za bardzo do ogrzewania, bo to inny klimat, ale do gotowania jak najbardziej. Trochę zwykłych cegieł, drutu, gliny, zaprawy i dura do komina. Stawiają ją dosłownie "w oczach". Zamiast naszej żelaznej płyty z fajerkami, wstawiają dużą misę z kutego żelaza, a la wok. Od razu idzie gotowanie, bez garnków nawet. :) Poza tym jak ma się kawałeczek ogródka to zawsze można wystawić z kilku cegiełek i rusztu -grilla, albo zawiesić czajnik na trójnogu nad ogniskiem. Potrzeba matką wynalazku. ES
UsuńTak, potrzeba matką wynalazków. Cegły mam, ruszt też i felgę aluminiową, drewno jest. Dziękuję za podpowiedź.
OdpowiedzUsuń