Idzie na pełnię. Z zachodu wieści niosą wraz z wiatrem z wielkiego morza nadchodzące pogorszenie pogody. Zatem śpieszymy się, aby zdążyć z pracami i zabezpieczyć zbiory.
Anna wyszlifowała okna na poddaszu, od strony południowej, proszące się od dawna o odmalowanie, po czym pokryła je kilkakrotnie warstwą nowego lakieru. Mam nadzieję, że wyschną bez problemu, nim ulewa i zimno do nas dotrze.
Podobnie uznała, że czas ściągnąć dynię z ogrodu. Urosła jako tako tylko w okolicach tunelu, gdzie szlauchem można sięgnąć i czasem była podlewana. W dalszym ogródku permakulturowym wszystko zamarło od suszy.
Dużo maleństw, ale da się coś wybrać dla nas. Maleństwa pójdą na bieżące skarmianie kozom, większe na strych, gdzie będą zimować i nas stopniowo pożywiać.
Pięć skrzyń, jedna pełna balia i trzy wiadra.
Bardzo dorodne dynie. U nas w tym roku jakieś takie małe i bardzo mało. Słabo nam wyszły w ogóle dyniowate.
OdpowiedzUsuńTych większych jest mniej niż zazwyczaj, i są mniejsze niż zwykle. Ale nic to, cieszę się, że w ogóle coś urosło. :)
UsuńNo na pewno. Mogło nic nie urosnąć. :)
Usuń