Był piękny, słoneczny i ciepły tydzień, taki wstępniak (oby nie zastępniak) polskiej złotej jesieni. Wilgotność zmalała, można było porąbać zalegające na podwórku drewno, pnie, stare deski tarcicowe i gałęziówkę i zwieźć je taczką w odpowiednie miejsca, gdzie ułożyłam je w ścianki. Czekają jeszcze konary klonowe i dębowe, które złamały się w zimie na kaczym dołku, częściowo same, a częściowo wycięte przez Anię piłą. Mimo, że ścianki w pełni zajęte, obie drewutnie i pod balkonami też ciasno, Anna ciśnie, aby jeszcze drewno z działki leśnej zwieźć. Dawno je tam czyści, zbiera i segreguje, czas najwyższy na zwózkę. Jakieś takie przeczucie obie mamy, patrząc na wcześnie zwijającą się przyrodę i ptactwo, że zima przyjdzie wcześniej niż zwykle i może być śnieżna i długa. Warto mieć większy zapas w razie czego.
Na szczęście kuchnia już naprawiona, grzeje jak trzeba, woda gorąca, ścianka na noc nagrzana ociepla mieszkanie dostatecznie o tej średnio chłodnej porze. Przy okazji pozwalając suszyć pranie.
Poza tym trwają jeszcze prace ogródkowe.
Na obrazku malachitowa szkatułka, zielona w środku. Bardzo smaczna i mięsista, przede wszystkim do sałatek.
Jest też, równie pyszna, o ile nie pyszniejsza w smaku inna odmiana.
Zwie się Ruski kozak.
Zaraza wdała się jednak w końcu w pomidory i duża część krzaków została wyrwana i zakompostowana w dole w zabezpieczony sposób. W to miejsce posiana została rzodkiewka, szpinak i pakczoj, może uda się jeszcze coś zyskać od ziemi. Ostatnie owoce pomidorów, głównie najodporniejszych koktajlowych różnej barwy właśnie przerabiam na soki i kiszonki. Mimo wszystko zbiór butelek jest pokaźny i liczniejszy niż w zeszłym roku. Więc nie ma przegranej, zwłaszcza, że część zbiorów udawało się pchnąć do klientów i trochę na nich zarobić.
Kozy odbyły ruję, acz nie wszystkie i chłopaki stacjonują w pełnym pogotowiu. Mleka jest całkiem sporo, jakieś 9-10 litrów dziennie, które systematycznie zamieniam w różne sery i serki. To też wartościowy zapas białka na dłuższy czas.
Dzisiaj zaś zaczęły się zbiory dyni. Nie ma już niestety na co czekać, bo przymrozki zwarzyły skutecznie dorodne liście i kwiaty dyniowe, które sczerniały i zmarniały w oczach. Jak na razie zjechały na pace te wyrosłe na wałach słomianych koło tunelu. Jest ich jeszcze trochę w innych miejscach, Niezbyt są pokaźne w ogólności. Bywały lepsze lata. Wiosna była chłodna, potem zbytnie upały, teraz deszcze. Ale zawsze cieszy to, co się udało. Dynia, zamiast ziemniaków, to dla nas ważny stały pokarm warzywny w zimie. Korzystamy z niego zarówno my jak zwierzęta.
Czekalam,az Pani cos napisze o swoich wnioskach z obserwacji przyrody na temat zimy w tym roku.Mam nadzieje,ze napisze Pani cos wiecej, bo tez chcialabym nauczyc sie czytac przyrode w kontekscie zblizajacej sie pogod czy tez pory roku
OdpowiedzUsuńMalachitowa szkatułka u nas tez smakowała chociaż mózg uparcie mówi żeby nie jeść zielonych pomidorów 😆 a ten Kozak wczesny plenny? Wyglada pysznie ….
OdpowiedzUsuńdość wczesny, plenny i średnio odporny na zarazę
Usuńwidać koniec lata od kilku tygodni. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wpis i życzę dużo zdrowia
OdpowiedzUsuńPani Ewo, Czy byłaby szansa kupić nasiona tych oryginalnych pomidorów?
OdpowiedzUsuńHm, niewiele ich mamy, z racji zarazy, która się szybko wdarła. I nie są pewne. Zależy jaka ilość cię interesuje. Jeśli niewielka, to coś można pomyśleć. Za to mamy więcej koktajlowych kilku odmian, albo papryki.
Usuń