20 marca 2014

Wypadek, czyli gdyby kózka nie skakała...

Biegania nie odpuszczam. Nawet w deszczu, jak ostatnio, albo przed 5 rano, jak dzisiaj. Bo trochę popadało, przelotnie, choć chwilami obficie, tak iście marcowo. Zieleń się przez to odnowiła i młode sosny nabrały widocznego życia.
Zdarzył się dwa dni temu wypadek w koziarni. Doprawdy nie wiem kiedy i jak to się stało, ale jedna mała kózka zerwała sobie wiązadła w kolanie w przedniej nodze. To znaczy tak myślę, że to to, bo nikt prześwietlenia nie robił. Kości są całe, ale noga zwisa bezwładnie i huśta się w kolanku w każdą stronę. Musiała wsadzić ją między jakieś szczeble, utknąć i wyszarpywać się siłą.
Wsadziłyśmy nóżkę w deszczułki i za poradą telefoniczną weterynarza w watę, obwiązaną elastycznym bandażem. Taki opatrunek jednak spada dość często i trzeba go kontrolować. no i w razie czego poprawiać. Do tego małą musimy karmić osobno i specjalnie podstawiać do matki, bo nie potrafi ustać na usztywnionej nóżce. Choć położyć się i podnieść samodzielnie udaje się jej. Ot, i kłopot.

1 komentarz:

  1. No, nieładnie. Ale moja w zeszłym roku zamówiona kózka gorzej skończyła, wsadziła łeb nie tam gdzie trzeba i juz nie wyjęła...

    OdpowiedzUsuń