9 lipca 2011

Miejsce cudów

Acha, to niby ma być ta upalna pogoda, którą już od tygodnia tiumfalnie ogłaszały prognozy radiowe (innych nie słyszę z braku odbiorników). W nocy dwie potężne ulewy, ranek wilgotny stopniowo się przetarł i zrobiło się parno. Czyli mało tlenu, gorąco, dużo upierdliwych much (tym razem zwyczajnych) i os. Chyba z perwersji wzięłam się za wędzenie serów, odkładane od początku miesiąca na chwilę przejaśnienia. I nawet mi się ta sztuka udała...
Co do Przybłędy, to rano po dojeniu nakarmiłam ją świeżym mlekiem, na które wyszła spod daszka drewutni. Zamieszkała tam w ten deszczowy czas, i dobrze. Poza tym czuje się tam bezpieczna od psów, kur (zwłaszcza agresywnego koguta-taty) i kóz. Przypomina mi to czas nastania u nas Łacia. Bo też odbywał dość długą kwarantannę pod daszkiem drewutni przy chacie na Dąbrowie. Ale dużo lepiej sobie radził z integracją społeczną. Bo to to jest najistotniejszy problem.
Ktoś sobie pomyśli, cóż łatwiejszego, wziąć kota z ulicy do domu i go nauczyć tego i owego... Tutaj w zagrodzie jest wielu jej stałych mieszkańców i wszyscy nowego przybysza muszą poznać, obwąchać, obsikać i zgodzić się na jego codzienną obecność. A on na nich. A to wcale nie jest proste...
Jak na razie Łacio wykazuje się wielką, swoją wrodzoną, męską kurtuazją. To niby chłopski syn, ale ma iście królewskie maniery, naprawdę, wobec wszelkich istot płci żeńskiej, niezależnie od gatunku. Nie jest wobec Nowej nachalny, ale siaduje niedaleko i patrzy na nią, a dzisiaj wręcz poszedł pod daszek drewutni i towarzyszył jej tam całe popołudnie! Już widać, dziewczyna zaklepana. Jasio nawet nie próbuje startować. I trzyma się z dala. Ale też jakiś taki radośniejszy, rozmruczany...
Hm...
Poszłam podumać na moje maleńkie miejsce cudów, czyli grobik Kici. Wraz z Jasiem. O zmierzchu. I spełniło się zaraz wszystko, z czym tam poszłam, i weszłam do domu pod wielkim parasolem kani, którą znalazłam przy drodze przed naszą chatą, niczym znak drogowy wielką... I zjadłyśmy ją na kolację. I Kicia, która znała język telepatyczny i umiała się ze mną kontaktować przez eter myślami, teraz pośredniczy pomiędzy moją logiczną myślą, intencją, a Niebem Przyrody. Jak dawniej. Dzięki Bogu. Cuda istnieją.

2 komentarze:

  1. Łacio z Jasiem jakoś się dogadają, a co do cudów, to i ja ostatnio też mam powody, aby twierdzić, że istnieją :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, dla kobiet to fakt oczywisty... tylko czasem niektórzy mężczyźni mają problem z przyjęciem do wiadomości owego faktu. i wymyślają jakieś racjonalne i naukowe dyrdu-sryrdu. ;-) ES

    OdpowiedzUsuń