21 sierpnia 2025

Kryniczny chłód

Trochę ciepła przeplatanego chłodnymi nocami, które robią się coraz zimniejsze. Rano o poranku trzeba już wkładać katankę do dojenia, bo dreszcz przechodzi przez ciało. A okno w sypialni zamykać wieczorem, bo obudzić się można z chrypką i pokasływaniem mimo ciepłej kołdry. Kiedy się mieszka przy lesie powietrze nad ranem jest wilgotne i mgliste, o tym trzeba pamiętać (albo się przekonać na swojej skórze).

Taka temperatura sprzyja jednakże robieniu serów, raczej wtedy nie puchną i dojrzewają spokojnie na powietrzu, zamiast się pocić i lepić w upale. Wykorzystuję ją zatem jak i porę sezonu, gdy mleka jest dostatek, aby zrobić zapas żółtych na jesień, a z czasem na zimę. Pizza się szykuje.

Anna zaś w rozjazdach, również jak najbardziej sezonowych. Bo imprez w regionie sporo, jarmarki, święta, koncerty i warsztaty urządzane w domach kultury tu i tam. Właśnie odbyła dwudniowe warsztaty balwierskie w Korycinach, gdzie instruktorka z Łodzi uczyła barwić tkaniny naturalnymi barwnikami, w tym wypadku indygiem wytwarzanym w Indiach. 

Odbyłyśmy także wieczorny doroczny wyjazd pielgrzymkowy na święto Spasa na górze Grabarce. Pomodliłam się, zapaliłam świece wotywne w intencji zdrowia naszego i rodziny, obmyłam się w strudze, zostawiłam chorobę do spalenia w specjalnym piecu przez siostrzyczki, napiłam świętej wody i nabrałam trochę zapasu do butelki (który wypiłam w całości już w nocy). Zimna, kryniczna woda ze studni jest najsmaczniejsza. 

Poza tym ogród karmi nas już co dzień, dając: cukinie, patisony, buraki, czosnek, ogórki, pomidory, fasolkę oraz wszelkie zielone smakowe zioła przyprawowe do herbatek, zup, sosów, sałatek albo kanapek. Mnie zaś wziął i chwycił apetyt na kakao! Piję je wieczorami - niealkalizowane, gotowane na świeżo udojonym mleku kozim, z cynamonem, kardamonem i posłodzone łyżeczką miodu z pasieki sąsiada (sto procent miodu w miodzie). Ot, taki mam odlot w kierunku słodkiego ciepła.

9 sierpnia 2025

Twarogowa starka

Czas biegnie, ucieka spod stóp. Kiedy wkracza się w bramę starości, rzeczy odmieniają się, choć nadal zdają się takie same pozostawać. Zmiana zachodzi w głowie i w sercu. Ciało zwalnia, wszystko nabiera innego sensu. A raczej traci poprzednie sensy i motywacje, zaś to co się spoza tej utraty wyłania istnieje jak perła osłonięta do tej pory "ziemskimi ambicjami i mniemaniami". Oczywiście motorem dotychczasowym były hormony i ich interesy. Po ich uspokojeniu się i podczas zanikania wpływu wyłania się nowy świat. 

Przypuszczam, że są staruszkowie, którzy nigdy nie dają sobie spojrzeć na świat tym nowym, a jakże odwiecznym okiem, bo ich motorem są płytkie emocje, gniew albo strach (oczywiście przed utratą wpływów i opuszczeniem tego padołu). Ale ogół ludzi starzejących się reaguje na ten tajemniczy proces podobnie (nie wliczam gwiazd estrady, które - nieszczęsne - malują się na nieśmiertelne), i jak najbardziej naturalnie. Bo Mać Natura już to wszystko zabezpieczyła i nie ma się czego bać, wszystko samo się toczy swoim starodawnym torem. Nie potrzeba też do tego wielkiego rozumu, a wręcz zdobyta wiedza musi zostać w pewien sposób przełamana i odrzucona. Mądrość życiowa bowiem wcale nie jest intelektualna, a płynie poprzez serce.
Babcie i dziadkowie zawsze mieli i jeszcze nadal mają, choć młodym wydaje się, że to nie istnieje, swoje ważne zadanie w rodzinie i społeczności. Ponieważ ich świadomość przesuwa swoją uwagę ze spraw ciała i biologii na sprawy ducha (choćby i nawet niektórzy deklarowali się materialistami), a serce otwiera się, to kwestia szczęścia najbliższych i dalszego prosperowania rodu jest w ich gestii ochronnej. Robią to przy pomocy spontanicznej modlitwy, o której czasem sami może nie wiedzą, że ją uskuteczniają. Łącząc chcąc nie chcąc ten padół z wyższym wymiarem i otwierając nad otoczeniem parasol ochronny. 
Im babcia czy dziadek starsi, tym częściej można ich spotkać na spacerze, wpatrzonych w przyrodę, na cmentarzu, albo z różańcem w kieszeni lub szufladce koło łóżka odmawianym podczas długiej bezsenności nocnej, (która też jest naturalna). 

Tak, powiecie, ale... ci sami staruszkowie wplątani w polityczne walki, głosują tak, jak nimi hasła i obietnice formułowane w cichych gabinetach - sterują, i stają się przedmiotem gry, w której są ofiarami, w żadnym razie zwycięzcami. Pomyślcie, czemu tak się dzieje? Czemu staruszkowie tak bardzo się boją i żywią gniew, plując na siebie i innych i wrzeszcząc dziwne hasła na miejskich placach i pod kościołami? Zamiast dbać o wnuki, odpoczywać w sanatoriach i hodować pomidory i kwiaty na działkach? To nie jest wina różańca w ich kieszeni. Tylko coraz bardziej nienaturalnego systemu, w którym coraz mniej dla nich miejsca, mniej sensu, mniej potrzeby istnienia i mniej szacunku, a coraz więcej samotności i drwiny.

Ten przydługi wstęp dałam po to, aby odnotować, że mamy już kolejny miesiąc za sobą. Zimnego i dość nawet wilgotnego lata. Minął już doroczny festiwal w naszej gminie, Anna udziela się co rusz na zajęciach warsztatowych w regionie, ja zaś zdołałam zrobić kilka żółtych serów (nie wszystkie wyszły z powodu nadmiernej wilgotności powietrza) i wróciłam do codziennego wyrobu bezpiecznych twarogów, chodzę na spacer z psami i czytam. Znajomy kucharz celebryta donosi, że twarogi są ostatnio, na mocy bożka Tik Toka, wielkim hitem żywieniowym w Stanach. Młodzi je odkryli, nazywając "najczystszą formą białka". Ponoć brakuje tych serów w marketach, tak są popularne. Dla Słowianina to nadal prawda codzienna i oczywista. Dla mnie w każdym razie jak najbardziej.