9 sierpnia 2025

Twarogowa starka

Czas biegnie, ucieka spod stóp. Kiedy wkracza się w bramę starości, rzeczy odmieniają się, choć nadal zdają się takie same pozostawać. Zmiana zachodzi w głowie i w sercu. Ciało zwalnia, wszystko nabiera innego sensu. A raczej traci poprzednie sensy i motywacje, zaś to co się spoza tej utraty wyłania istnieje jak perła osłonięta do tej pory "ziemskimi ambicjami i mniemaniami". Oczywiście motorem dotychczasowym były hormony i ich interesy. Po ich uspokojeniu się i podczas zanikania wpływu wyłania się nowy świat. 

Przypuszczam, że są staruszkowie, którzy nigdy nie dają sobie spojrzeć na świat tym nowym, a jakże odwiecznym okiem, bo ich motorem są płytkie emocje, gniew albo strach (oczywiście przed utratą wpływów i opuszczeniem tego padołu). Ale ogół ludzi starzejących się reaguje na ten tajemniczy proces podobnie (nie wliczam gwiazd estrady, które - nieszczęsne - malują się na nieśmiertelne), i jak najbardziej naturalnie. Bo Mać Natura już to wszystko zabezpieczyła i nie ma się czego bać, wszystko samo się toczy swoim starodawnym torem. Nie potrzeba też do tego wielkiego rozumu, a wręcz zdobyta wiedza musi zostać w pewien sposób przełamana i odrzucona. Mądrość życiowa bowiem wcale nie jest intelektualna, a płynie poprzez serce.
Babcie i dziadkowie zawsze mieli i jeszcze nadal mają, choć młodym wydaje się, że to nie istnieje, swoje ważne zadanie w rodzinie i społeczności. Ponieważ ich świadomość przesuwa swoją uwagę ze spraw ciała i biologii na sprawy ducha (choćby i nawet niektórzy deklarowali się materialistami), a serce otwiera się, to kwestia szczęścia najbliższych i dalszego prosperowania rodu jest w ich gestii ochronnej. Robią to przy pomocy spontanicznej modlitwy, o której czasem sami może nie wiedzą, że ją uskuteczniają. Łącząc chcąc nie chcąc ten padół z wyższym wymiarem i otwierając nad otoczeniem parasol ochronny. 
Im babcia czy dziadek starsi, tym częściej można ich spotkać na spacerze, wpatrzonych w przyrodę, na cmentarzu, albo z różańcem w kieszeni lub szufladce koło łóżka odmawianym podczas długiej bezsenności nocnej, (która też jest naturalna). 

Tak, powiecie, ale... ci sami staruszkowie wplątani w polityczne walki, głosują tak, jak nimi hasła i obietnice formułowane w cichych gabinetach - sterują, i stają się przedmiotem gry, w której są ofiarami, w żadnym razie zwycięzcami. Pomyślcie, czemu tak się dzieje? Czemu staruszkowie tak bardzo się boją i żywią gniew, plując na siebie i innych i wrzeszcząc dziwne hasła na miejskich placach i pod kościołami? Zamiast dbać o wnuki, odpoczywać w sanatoriach i hodować pomidory i kwiaty na działkach? To nie jest wina różańca w ich kieszeni. Tylko coraz bardziej nienaturalnego systemu, w którym coraz mniej dla nich miejsca, mniej sensu, mniej potrzeby istnienia i mniej szacunku, a coraz więcej samotności i drwiny.

Ten przydługi wstęp dałam po to, aby odnotować, że mamy już kolejny miesiąc za sobą. Zimnego i dość nawet wilgotnego lata. Minął już doroczny festiwal w naszej gminie, Anna udziela się co rusz na zajęciach warsztatowych w regionie, ja zaś zdołałam zrobić kilka żółtych serów (nie wszystkie wyszły z powodu nadmiernej wilgotności powietrza) i wróciłam do codziennego wyrobu bezpiecznych twarogów, chodzę na spacer z psami i czytam. Znajomy kucharz celebryta donosi, że twarogi są ostatnio, na mocy bożka Tik Toka, wielkim hitem żywieniowym w Stanach. Młodzi je odkryli, nazywając "najczystszą formą białka". Ponoć brakuje tych serów w marketach, tak są popularne. Dla Słowianina to nadal prawda codzienna i oczywista. Dla mnie w każdym razie jak najbardziej.