5 października 2010

Schodami w górę

W nocy iskrzyły się gwiazdy na czyściutkim niebie jak rozrzucone kryształy. Zerwał się wysoki wiatr z południa i... Mn.w. około 2 zaskrobał delikatnie pazurek w drzwi tarasowe, a potem rozległo się cichutkie proszące miauknięcie.
- Jasiek zmarzł i chce wejść - zrozumiałam od razu.
- Nie, on chce jeść, a potem będzie piłował mordkę, żeby go wypuścić.
- Mówię ci, zmarzł.
Wszedł i natychmiast biegiem wskoczył na łóżko. Mrucząc wielkim głosem ulokował się na mojej poduszce, po czym swoim sprytnym sposobem, opracowanym w najdalszym dzieciństwie wsunął swoją kocią dupencję pod kołdrę.
Spał tak do rana, i rano też. Przespał śniadanie, dojenie i dopiero, gdy słałam pościel wyskoczył jak z procy prosto na dwór.
Reszta kotów też spędziła noc w mieszkaniu. Łacio na Fotelu Szefa, swoim ulubionym, a Kicia w koszu na drewno.
Znaczy, zrobiło się zimno.

Ania przywiozła z sąsiedniej gminy kupione okazyjnie u kogoś drewno na opał. Grabowo-dębowe, już pocięte i porąbane i co nieco przesuszone. Trzeba było 2 razy jechać, ale udało się zmieścić 3 metry sześcienne na przyczepce.
Od razu je ułożyłyśmy w ścianki. W takim razie jesteśmy najszczodrzej licząc jakieś 2 lata do przodu z zapasami na zimę. A najoszczędniej na 3.

Zjawił się także stolarz i zamontował schody.
Trzeba było wyciąć kawał stropu, żeby można po nich chodzić bez schylania się jak wąż.
Ale są wreszcie, uf! Teraz lakierowanie przed nami.

2 komentarze:

  1. takie drewno to prawdziwy skarb! gratuluję schodów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Grab i dębina to kaloryczność średniego węgla,super opał.Nasze koty też stały się mocno domowe.

    OdpowiedzUsuń