4 sierpnia 2015

Teorie spiskowe w poczekalni u lekarza

I po tygodniu, spędzonym na ogół w łóżku lub jego okolicach wylądowałam dzisiaj znowu w poczekalni do lekarza chorób zakaźnych w hajnowskim szpitalu. Zapowiadany upał przygnał nas odpowiednio wcześniej, aby go uprzedzić, choć trochę. W kolejce przede mną siedziało osiem osób. 
Jakiś czas czekaliśmy na lekarkę, w końcu, gdy zaczęła przyjmować panowie się rozgadali. Pierwszy rozmowny jednak dość szybko został załatwiony, zapadła po nim na korytarzu wymowna cisza.
Jednak niezbyt długa. W zamian odezwał się nagle milczący dotąd poważny mężczyzna w średnim wieku, nawiązując do miejsca, w którym siedzimy i chorób, o których rozmawiamy lub mamy je jedynie na myśli.
Okazał się pasjonatem jakiegoś kanału TV, nie pamiętał jakiego, z którego można się dowiedzieć, że medycyna medycynie nierówna. Jest jedna dla bogatych i wiedzących i druga dla zwykłych ludzi. On podejrzewa, że z boreliozą też tak może być.
- Proszę pana, w Warszawie jest taka klinika, gdzie leczą antybiotykiem CAŁY ROK. A tutaj - pokazał wokół ręką - tylko dwa tygodnie.
Drugi pan wdał się w opowieść o swoich bolących stawach, które smaruje "maścią z internetu", która tak piecze, że nie idzie wytrzymać. Ale tylko, gdy posmaruje nią bolące miejsce trzy razy może obrać ziemniaki na obiad.
- No, tak. Tak to już jest - westchnął na koniec filozoficznie - Z boreliozą idzie się do grobu.
W końcu przyszła moja kolejka i weszłam do gabinetu. Lekarka poznała mnie. W zeszłym tygodniu dała mi skierowanie na obserwację szpitalną, z podejrzeniem odkleszczowego zapalenia mózgu. Nie zgodziłam się i, jak się teraz okazało, miałam rację.
Przejrzała moje wyniki badań. Wszystkie ujemne. 
- Jeszcze tylko KZM, już doktor bada, zaraz będziemy wiedzieć. Niech pani zaczeka na korytarzu.
Zaczekałam. Już tylko w towarzystwie starszego pana, który czekał na żonę. Grubiutki, dowcipny, z uśmiechem w oczach. Także rozmowny się okazał. I miał również swoją teorię spiskową.
- Upał dzisiaj, prawda? Ja tak sobie myślę, że to ci wszyscy Arabowie, którzy tak się pchają do Europy ten żar ze sobą niosą. Coraz więcej żaru...
Uśmiechnął się miło.
- Bo, proszę pomyśleć. W 39, pamiętam, zimy takie się zaczęły, że drzewa w lesie pękały od mrozu. Ruskie przysłali tych swoich czerwonoarmiejców z Syberii, te stały w śniegu po pas, rozchełstane i popijały z beczki czysty spirytus. Dla nich 40 stopni to normalne zimno, przyzwyczajone. Ale jak szli na zachód to mróz z nimi. Tak samo teraz jest i z Arabami. Z nimi idzie upał.

Lekarka zawołała mnie jeszcze raz. KZM wyszło też ujemnie. Jestem zdrowa. Śmiała się nieco zażenowana pomyłką. Dopadł mnie zwyczajny wirus grypy żołądkowej lub czegoś podobnego. Albo nowa skryta jeszcze mutacja na ten, lub przyszły rok. Po dziesięciu latach zdrowia mój organizm doznał szoku, wprowadzając w zdumienie lekarzy.

1 komentarz: