Nieco więcej popaduje, zdarzają się nawet ulewy, temperatura nocna podskoczyła, zatem ruszyła trawa i kozy mają co jeść podczas popasu. W suchym rejonie mojej wioseczki i tak jest jeszcze mikra i rzadka, ale to akurat przypadłość miejsca i jakości gleby. W każdym razie sianokosy na pewno będą późne w tym roku, tak czy siak.
Na spokojnie zajmujemy się ogródkiem. W tym roku długi tunel jest odkryty, uznałyśmy że szkoda naszej pracy i podlewania, bo zapasy z mniejszego areału nam dwóm wystarczają (nie wiadomo, jak wypadną z gruntu w tym roku, zawsze jest ta niepewność). Pory, pakczoj, pomidory i fasolowe zostały wysadzone w cieplicy i na grządkach przy domu. Kwiaty jabłoni zmarzły, jeśli jakiś się zawiązał i uchował to będzie cud. Podobnie śliwy, choć tu jakby nieco lepiej, bo drzewa są niewysokie i rosną w miejscach chronionych przez budynki, zobaczymy w praniu.
Poza tym codziennie spacerujemy po drodze leśno-polnej, z psami towarzyszkami, nie zważając na kaprysy aury. Oto jedna z nich, Pasia, na zdjęciu sprzed trzech lat, (ale nic się nie zmieniła).
Dla nas też było najważniejsze aby trawa ruszyła dla kóz :) Masz rację, psiaczki wcale się tak bardzo nie zmieniają. Śliczne pysio. Dużo zdrowia życzę :)
OdpowiedzUsuńNawzajem! :)
UsuńNo z trawą jest nieciekawie. U mnie słabo odbija.
UsuńJedyne czego brakuje mi u siebie to właśnie taka droga leśna koło domu... Marzeniem jest mieć taki szlak do spacerowania pod noskiem..
OdpowiedzUsuń